Grecja - Weria cz.1

Pascal w swoim przewodniku określa Werię "czarną perłą Macedonii - miejscem tyleż atrakcyjnym, co nieodkrytym przez turystów", które "...posiada ponad 50 bizantyjskich kościółków, malowniczą, starą dzielnicę żydowską oraz wiele zabytkowych, ładnie odnowionych domów tureckich". Zachęceni takim opisem postanowiliśmy tam pojechać i sprawdzić czy rzeczywiście jest to miasto godne polecenia innym.


Plan działania był prosty i przetestowany już podczas wcześniejszej wycieczki do Edessy. Na początek czterdzieści minut spacerkiem z hotelu do stacji kolejowej w Litochoro malowniczą i spokojną drogą prowadzącą wzdłuż wybrzeża, podczas której wielokrotnie mieliśmy okazję poćwiczyć nasze zdolności wokalne. Zauważyliśmy, że Madzia zawsze się uspokajała jak tylko zaczynamy śpiewać, czasem nawet udawało się ją, o dziwo, w ten sposób uśpić. Jednocześnie wyszły na jaw nasze zdecydowane braki tekstowe - parę wersów i nagle cisza :) Dzięki nosidełku (Grecy ich chyba nie znają) stanowiliśmy nie-lada atrakcję dla przejeżdżających samochodów, które zwalniały żeby popatrzeć na naszą małą, dzielną turystkę.

W drodze do Werii - stacja kolejowa w Litochoro
Z Riwiery Olimpijskiej nie ma wprawdzie bezpośredniego połączenia z Werią, (trzeba się przesiąść w miejscowości Platy do pociągu relacji Saloniki - Edessa lub Saloniki - Florina), lecz skomunikowanie obu pociągów nie jest problemem, a poza tym zawsze można skorzystać z oficjalnej strony greckiego przewoźnika https://tickets.trainose.gr/dromologia/, która zaproponuje nam najdogodniejszy wariant i wskaże przybliżoną cenę biletów. Podróż do Werii z Litochoro trwa około 1,5 godziny i obfituje w wiele ciekawych krajobrazów zmieniających się praktycznie z każdym przejechanym kilometrem. Ruszając z Litochoro widzimy piękny Masyw Olimpu z jego ośnieżonymi szczytami, później przez spory odcinek trasy możemy podziwiać wybrzeże oraz nadmorskie kurorty Riwiery, co jakiś czas pojawiają się także pola ryżowe co, nie ukrywam, bardzo nas zaskoczyło. Po przesiadce w kolejny pociąg przez dłuższy odcinek rozciągają się trawiaste tereny i niskie pagórki, a także pola uprawne, aż wreszcie docieramy do gór Vermio na zboczach których malowniczo położona jest Weria.  


Weria
Wrażenie jakie wywołało na mnie to miasto z początku było raczej negatywne. Obdrapana stacja kolejowa, wałęsające się bezpańskie psy i droga przypominająca raczej głęboką prowincję niż 40 tysięczne miasto. Jedynym co mnie zaskoczyło pozytywnie był zgrany z rozkładem pociągów autobus komunikacji miejskiej. Niestety nie było nam dane z niego korzystać ponieważ jeszcze na stacji musieliśmy nakarmić i przebrać Madzię. Autobus odjechał, więc pozostało nam liczyć tylko i wyłącznie na nasze własne nogi, a w przypadku Madzi na barki tatusia. Wprawdzie Pascal wskazuje w swoim przewodniku, że do centrum od stacji jest tylko kilkaset metrów, lecz częściowo tę trasę pokonujemy idąc wzdłuż dość ruchliwej ulicy Thessalonikis, która nie posiada nawet chodnika - jest to nomen omen dość częsta przypadłość greckich miast. Na szczęście po dotarciu do ulicy Venizelou (jednej z głównych i najważniejszych) moje odczucia wobec Werii zmieniły się diametralnie. Pojawiły się chodniki, ciekawe budynki oraz skwery z zielenią. Powiem szczerze, że odetchnęliśmy w tym momencie z ulgą i nabraliśmy sporego animuszu do eksploracji tego miejsca.

Weria - Ulica Venizelou
Pierwszy z bizantyjskich kościółków wyłonił się niespodziewanie w jednej z uliczek odchodzących od Venizelou. Zdecydowanie swoim kolorem i konstrukcją wyróżniał się spośród otaczających go bloków mieszkalnych. Gdy go zobaczyłem odniosłem wrażenie, że ktoś starą wiejską chatkę obudował kilkupiętrowymi kremowymi i białymi blokami i to z każdej strony. Tworzyło to dość dziwne połączenie, które mimo wszystko, w odróżnieniu od Salonik nie raziło w oczy. Od tego momentu kościółki zaczęły wyrastać przed nami jak grzyby po deszczu. Wystarczyło odwrócić głowę, a już znajdowało się w dalszej lub bliższej odległości kolejny. Jedne obudowane z każdej strony budynkami mieszkalnymi, inne usadowione wśród zieleni niewielkich skwerów, przy których można było odpocząć na ławeczce w cieniu, jeszcze inne otoczone stolikami kawiarni znajdującej się nieopodal wypełnionymi gwarnym tłumem Greków odbywających właśnie swoją sjestę. Przy każdym z nich znajdowała się mała kapliczka, gdzie bez przerwy paliły się świece zapalane przez wiernych w różnych intencjach.

Weria - Miejsce na zapalenie świeczki przy kościele.
Niegdyś w czasach świetności miasta w Werii było ponad 70 mniejszych i większych świątyń, z czego każda miała innego patrona. Do czasów współczesnych przetrwało ich około 50. W większości są to niewielkie budynki datowane w okolicach XIV wieku zbudowane z kamienia przeplatanego drewnianymi belkami (ówczesny sposób zabezpieczenia przed trzęsieniami ziemi) nie posiadające ani wieży ani dzwonnicy. Taki wygląd jest efektem działań mających ukryć widok kościoła przed oczami Turków, panujących na tych terenach przez kilka stuleci. Bardzo żałowaliśmy, że nie udało nam się wejść do żadnego z nich do środka, bo na pewno skromny zewnętrzny wygląd został zrekompensowany wystrojem wnętrza, które w Grecji zazwyczaj emanuje bogactwem i pięknymi malowidłami. No cóż, nie wszystko można mieć.

Weria - Bizantyjskie kościółki
Weria - Bizantyjskie kościółki
Za całkiem miłą nagrodę pocieszenia można uznać naszą wizytę w Katedrze św. Antoniego z początku XX wieku, która znajduje się praktycznie w samym centrum Werii przy wspominanej już wcześniej ulicy Venizelou. Wyróżnia się ona dość dużymi rozmiarami jak na standardy tego miejsca oraz ładnym dużym parkiem wokół budowli. Tu wreszcie udało nam się zaglądnąć do środka kościoła i mimo dość młodego wieku budowli, zostaliśmy oczarowani pięknym wnętrzem pełnym malowideł naściennych i bogatych zdobień, których według mnie tak zdecydowanie brakuje nowym (i nie tylko) kościołom w Polsce.
 
Weria - Katedra św. Antoniego
Weria - Katedra św. Antoniego
Po wyjściu z katedry oboje z Olą stwierdziliśmy, że zaczynamy czuć głód, a i Madzię trzeba było już zaraz nakarmić oraz przebrać. O tym co z tego wynikło oraz jak "zgubiliśmy" się w Werii opowiem już w kolejnym poście.

P.S. 
Pewnie wiele osób zastanawia się, skąd w tak w sumie niedużym mieście aż tyle kościołów i dlaczego akurat tutaj. Już śpieszę z tłumaczeniem. Wszystko przez św. Pawła i jego ucznia Sylasa, którzy odwiedzili Werię (wtedy Beroę) trafiając na podatny grunt dla swoich nauk. Zostało to odnotowane w Biblii, dzięki czemu miasto stało się jednym z pierwszych biskupstw w całym Cesarstwie Rzymskim, szybko stając się jednym z ważniejszych ośrodków kultu religijnego dla ówczesnych wyznawców.


Weria -Wejście do Kościoła św. Anny
Weria - Kościół Zmartwychwstania Pańskiego
Weria - Kościoły
Weria - Kościoły

Komentarze