Weria z pewnością należy
do elitarnej grupy "nieturystycznych" miast, które mimo iż mają co
pokazać, nie potrafią zachęcić w odpowiedni sposób do obejrzenia. Próżno
tu szukać wycieczek zorganizowanych, czy straganów z pamiątkami
(najczęściej produkowanymi w Chinach). Szczerze mówiąc to nie
znaleźliśmy podczas naszej wycieczki ani jednego sklepu gdzie można by
było kupić kartki pocztowe. Ma to zdecydowanie same plusy, do których
przede wszystkim można zaliczyć: brak tłumów często oblegających
największe zabytki, niższe ceny (mieszkańców musi być stać by interes
się kręcił) oraz przede wszystkim możliwość przyglądania się zwyczajom i
nawykom tubylców, którzy zachowują się swobodnie, a nie tak jak
oczekują turyści.
Do
restauracji "Ο ΠΛΑΤΑΝΟΣ - Platanos" mieszczącej się przy ulicy
Konstantinidou trafiliśmy zupełnym przypadkiem, zwabieni minaretem
dawnej Starej Katedry pod wezwaniem św. Piotra i Pawła (w czasach
tureckich przerobionej na meczet). Obok niej mieści się rozłożysty
platan, na którym zgodnie z podaniami został powieszony jeden z biskupów
Werii - Arsenios. Z ulicy lokal jest praktycznie niewidoczny, a o jego
istnieniu informuje mały, żółty szyld zapisany w języku greckim. Na
pewno byśmy do tego miejsca nie trafili, gdyby nie cudowne zapachy i
brzdęk sztućców rozchodzący się po okolicy. Z początku myśleliśmy , że
to jakaś rodzina je lunch na swojej werandzie podczas popołudniowej
sjesty. Idąc jednak za wskazaniami naszych wyczulonych już z głodu nosów
postanowiliśmy cofnąć się i zbadać sytuację. Jak się okazało tawernę
prowadziła grecka rodzina, a jedzenie było przygotowywane praktycznie na
naszych oczach, gdyż kuchnia znajdująca sie w przejściu pomiędzy salą
główną (ciemna, zero ludzi, wystrój rodem z PRL), a tarasem (typowy
grecki chaos - każdy stolik i krzesło inne, wszystkie zapełnione) była
oddzielona od przejścia jedynie szybą. Osobiście widziałem z jaką
sprawnością kucharki przyrządzały ogromne sterty domowych frytek. A
propos jedzenia - było ono kwintesencją kuchni greckiej, przyrządzone w
domowy sposób (robione dla Greków, byliśmy jedynymi obcokrajowcami - po
braku znajomości języka wnioskowaliśmy że ogólnie turyści tu rzadko
zaglądają), słusznej wielkości porcje (w Polsce człowiek najadłby się
samą sałatką z tej tawerny), a do tego rewelacyjny smak, co na sam
koniec okrasił rachunek na niecałe 15 Euro. Szczególnie mogę polecić tu
souvlaki - bałkańskie szaszłyki (te Greckie nie mają w sobie warzyw)
oraz frytki (spory półmisek wypełniony po brzegi - smak ja za dawnych
czasów w Polsce).
|
Weria - Wejście do restauracji Platanos |
Po
odpoczynku i z pełnymi brzuchami postanowiliśmy przespacerować się
dawną dzielnicą żydowską noszącą nazwę Barbouta, zwłaszcza że Madzia
wykazywała sporo ochoty do dalszych wojaży. W tej części Werii można
zobaczyć urokliwe domki, z których część w ostatnich latach została
zagospodarowana i przerobiona na knajpki lub hotele. Niestety wiele z
zabudowań nadal niszczeje i czeka na lepsze czasy. Ma to jednak również
swój klimat, który określiłbym jako niepowtarzalny i niespotykany w
innym, zwiedzonym dotąd przeze mnie mieście. Tym, co najbardziej mnie
zszokowało podczas wędrówki kamiennymi, wąskimi uliczkami Barbouty była
wszechogarniająca cisza i spokój. Przecież jeszcze kilka ulic temu był
gwar, ludzie głośno rozmawiali w kawiarniach, a dokoła jeździły
samochody - normalne odgłosy miejskiej dżungli. Tu jednak jakby za
sprawą magicznej różdżki wszystko sie rozmywało i stawało bardziej senne
i leniwe. Człowiek zaczynał myśleć o dobrej kawie i sjeście. Oczywiście
społeczności żydowskiej w mieście już nie ma. Nie znam dokładnych
przyczyn jej zniknięcia, ale podejrzewam, że podzieliła ona los swoich
rodaków w Polsce czy na Węgrzech i została unicestwiona przez Trzecią
Rzeszę. Pozostało po niej jednak trochę śladów, z czego najważniejszym
są niszczejące ruiny dawnej synagogi znajdującej się przy wejściu do
dzielnicy od strony ulicy Merachias.
|
Weria - Dzielnica Barbouta |
Za czasów rządów Imperium Osmańskiego w mieście, obok siebie, żyły 3
wspólnoty: Grecka, Żydowska i Turecka. Każda z nich zamieszkiwała
osobną dzielnicę, i mimo różnic religijnych i kulturowych potrafiły
razem działać na rzecz rozwoju miasta. Turcy, rządzący na podbitych
terenach, często wykazywali się dość sporą dozą tolerancji wobec
podbitych miast i narodów. Oczywiście trzeba było przestrzegać wielu
zasad i płacić daniny sułtanom i lokalnym zarządcom (jako innowiercy
często bardzo wysokie, kwitła korupcja i nepotyzm). Za najlepszy
przykład prowadzonej przez nich polityki wobec podbitych ziem posłużyć
może fakt, iż nie zakazywano budowy kościołów, a jedynie nie mogły się
one rzucać w oczy, no i musiały być skromniejsze niż meczety. Mnóstwo
takich właśnie mikroskopijnych świątyń z wyglądu przypominających szopy,
a nie kościoły, można spotkać w samej Werii, ale także na całych
Bałkanach - chociażby w macedońskiej Bitoli (patrz: Grecja - Weria
cz.1).
|
Weria - Dawna dzielnica turecka |
|
Weria - Dawna dzielnica turecka |
Do dzielnicy tureckiej dotarliśmy niejako przypadkiem idąc w kierunku
który podpowiadała nam intuicja, czytaj, tam gdzie akurat coś
przyciągało naszą uwagę. W takim miejscu koniecznie trzeba się "zgubić" i
poddać całkowicie temu co przyniesie los, nam się udało do tego
stopnia, że w pewnym momencie nie byliśmy w stanie ulokować naszej
pozycji na mapie miasta. Było to niesamowite uczucie gdy w jednej chwili
oboje z Olą stwierdziliśmy, że chyba już tu byliśmy, tylko nie
wiedzieliśmy w którym momencie. Musieliśmy przez chwilkę wyglądać na
bardzo zagubionych. Dzielnica turecka jest architektonicznie i ogólnie
klimatem zbliżona do Barbouty, jednakże zdecydowanie przewyższa ją
wielkością. Stanowi ona swego rodzaju labirynt mniej lub bardziej
wąskich, brukowanych uliczek, zabudowanych z obu stron tradycyjnymi
domami z kamienia poprzeplatanego drewnianymi belkami. Wiele z nich jest
już odnowionych, rzucając się w oczy intensywnym kolorem tynku (pojawia
się od pewnej wysokości), najczęściej błękit i żółć) oraz wyczyszczonym
kamieniem i zaimpregnowanym drewnem. Jako kontrast obok można spotkać
kompletne ruiny, które jakimś cudem, jeszcze nie zdążyły się zawalić. Ot
taki typowy grecki chaos. Tu także znajdziemy kilka ciekawie zapowiadających sie kawiarenek i restauracji, gdzie możemy się napić tak
zwanej kawy "po turecku" (lub jak wolą Grecy "po grecku"). Jej
specyficzny, intensywny smak wynika z faktu, że kawę zalewa sie letnią
wodą i dopiero gotuje, a nie jak u nas od razu zalewa wrzątkiem.
|
Weria - widok na równinę Imathia |
"Finałowy akt" naszej wycieczki do Werii rozegrał się na ulicy Anixeos
poprowadzonej na styku pasma gór Vermio i równiny Imathia. Droga
poprowadzona została wzdłuż skarpy, z której rozciąga się sielankowy
widok na leżące poniżej tereny, mieniące się w majowym słońcu piękną
soczystą zielenią. Naszym oczom ukazują się równo posadzone drzewka
sadów owocowych (szczególnie brzoskwiniowych), pojedyncze domki lub całe
wioski z czerwonymi dachówkami, gdzie indziej znów łąki i pola o
soczystych barwach wiosny, a to wszystko ciągnące się aż po sam
horyzont. Tylko gdzieś w oddali majaczą pokryte śniegiem szczyty Masywu
Olimpu. Odwrotnie do przewodnika Pascala spacer tą ulicą proponuję
zacząć od placu Elias, gdzie znajduje się nieduży skwer z fontanną i
restauracją i kierować się w stronę Muzeum Archeologicznego. Nie sposób
go pominąć, gdyż przy wejściu znajduje się rzeźba ogromnej głowy meduzy,
będąca niegdyś częścią bramy do miasta. Wzdłuż ulicy nie brakuje cienia
oraz wygodnych ławek do siedzenia, lecz naszą szczególną uwagę zwróciła
ogromna bryła nowego kościoła pod wezwaniem św. Kosmy i św. Damiana,
która zdecydowanie wyróżnia się na tle otoczenia. Spacer ulicą Anixeos w
stronę stacji kolejowej stanowi idealne zwieńczenie wycieczki do Werii,
miasta kościołów.
|
Weria - kościół św. Kosmy i św. Damiana |
Siedząc w pociągu jadącego w kierunku stacji Platy próbowałem zrozumieć
dlaczego tak ładne miasto, z tak bogatą historią nie stało sie
obowiązkowym punktem na trasie każdego turysty podróżującego po Grecji.
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia. Możliwe, że po prostu brakuje tu
dobrego marketingu. Ja w każdym razie mogę polecić wizytę w Werii
każdemu. Uważam że to jedno z ciekawszych miejsc w całym kraju, a do
tego wciąż nieodkryte dla turystyki masowej, przez co bardziej kameralne
i tańsze.
Komentarze
Prześlij komentarz