Jest jeden dzień w tygodniu kiedy do Marsaxlokk zjeżdżają tłumy turystów i miejscowych aby nabyć wszelkiej maści ryby i owoce morza. W każdą niedzielę odbywa się tu bowiem słynny na cały kraj targ rybny. Amatorzy morskich przysmaków poczują się wtedy jak w raju zajadając się świeżymi małżami lub krewetkami. Ale co z osobami, które nie są fanami tego rodzaju kuchni? Czy dla nich Marsaxlokk ma również coś do zaoferowania? Owszem i to całkiem sporo. Drugą rzeczą z której słynie ta miejscowość są bowiem tradycyjne łodzie rybackie zwane Luzzu. Niewielkie, pomalowane w intensywne barwy żółci, błękitu i czerwieni stateczki kołyszące się swobodnie na falach tworzą jeden z najbardziej zapadających w pamięć obrazów z naszego pobytu na Malcie. Ich cechą charakterystyczną, poza oczywiście niepowtarzalną kolorystyką, są wymalowane na obu burtach oczy Ozyrysa, które zgodnie z miejscową tradycją mają chronić rybaka przed wszelakimi nieszczęściami i zagrożeniami czyhającymi na pełnym morzu. Aż trudno uwierzyć ale zwyczaj ten pochodzi jeszcze z czasów gdy na wyspie panowali Fenicjanie i przetrwał nawet twarde rządy Zakonu Joannitów.
|
Marsaxlokk |
My Małki nie mogliśmy przepuścić okazji by nie zobaczyć Marsaxlokk. Mimo, że wymagało to od nas przejechania z północy na południe praktycznie całej wyspy postanowiliśmy się tam wybrać. Oczywiście nie po to by zjeść owoce morza, bo tych ja za bardzo nie lubię, a i Ola nie jest jakąś wielką fanką, ale właśnie dla widoku kolorowych łódeczek kołyszących się na wodach zatoki. Podróż mimo wcześniejszych obaw (wynikających głównie z historii i perypetii opisanych przez innych blogerów) okazała się całkiem przyjemna. Musieliśmy jedynie dotrzeć do Valletty i na tamtejszym terminalu wsiąść w autobus linii 81 albo 85. Mieliśmy na tyle szczęścia, że gdy dotarliśmy na przystanek to bus już na nas czekał i po około półgodzinie znaleźliśmy się w Marsaxlokk.
|
Marsaxlokk - Pomnik powracającego rybaka |
|
Marsaxlokk - Pomnik powracającego rybaka |
|
Marsaxlokk - Grunt to mieć ułańską fantazję :) |
Przybywających do miasteczka gości wita ciekawy pomnik wracającego z połowu rybaka oraz jego dzieci czekających nań w porcie, które w swych rękach trzymają nieoficjalne symbole Malty czyli kota i model tradycyjnej łódki, a także stragany pełne różnego rodzaju pamiątek i rękodzieła. Wprawdzie nie był to dzień targowy ale część sprzedawców wystawia swoje towary przez cały tydzień, dzięki czemu można poczuć chociaż namiastkę tego co odbywa się tu w każdą niedzielę. Oczywiście Małki jak to Małki klapki na oczy i od razu ruszyły w stronę stoisk w poszukiwaniu co ciekawszych i bardziej oryginalnych pamiątek. Gdy już nasyciliśmy się tymi wszystkimi bibelotami i odchudziliśmy nieco nasze portfele mogliśmy wreszcie skupić się na delektowaniu tym, po co właściwie tam pojechaliśmy czyli pięknym portem i łódkami Luzzu.
|
Marsaxlokk - łódki Luzzu |
|
Marsaxlokk |
W Marsaxlokk cumują ich dziesiątki, może nawet setki, tworząc na spokojnej tafli wody kolorową mozaikę doskonale zestawiającą się z jasną, tradycyjnie maltańską zabudową miasteczka oraz sylwetką górującego nad całością kościoła. Jedne mniejsze, inne całkiem spore ale wszystkie bardzo zadbane. Widać, że miejscowi troszczą się o swoje najcenniejsze narzędzie pracy wkładając w nie zarówno dużo serca jak i energii. Zresztą spacerując promenadą poprowadzoną wzdłuż nadbrzeża nie raz obserwowaliśmy krzątających się rybaków. Jedni zwijali sieci po porannym połowie, inni czyścili bądź odmalowywali swoje łódki. Mimo z pozoru sennej atmosfery i spokoju panującego w porcie, zakłócanego jedynie przez kolejne grupy turystów, kiedy człowiek się dokładnie przyjrzał, dało się odczuć, że to jednak przede wszystkim miejsce pracy i to do tego bardzo ciężkiej.
|
Marsaxlokk - łódki Luzzu |
|
Marsaxlokk - łódki Luzzu |
A co z owocami morza? Na początku wspomniałem, że ich wielkimi fanami nie jesteśmy ale jakoś nakręceni atmosferą miejsca oraz wieloma rekomendacjami typu: "Jak spróbować małży to tylko w Marsaxlokk" zaczęła w naszych głowach budzić się myśl, że może jednak warto by było właśnie tu zaryzykować i zamówić jakiś półmisek pełen skorupiaków i macek. Niestety (a może na szczęście - kto to wie :)) nasze ambitne plany legły w gruzach z chwilą, gdy Madzia zasnęła w najlepsze. Musieliśmy z tego powodu odłożyć porę obiadu na później, a ponieważ szkoda nam było czasu na czekanie aż się obudzi (zwłaszcza, że zamierzaliśmy tego dnia zwiedzić jeszcze kilka innych miejsc na południu i zachodzie Malty) postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę i zjeść gdzieś indziej. Nie oznacza to wcale, że restauracje w Marsaxlokk nie kusiły. Wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą coraz bardziej zacząłem się utwierdzać w przekonaniu, że może jednak te wszystkie krewetki i inne gadziny wcale nie są takie złe. Serwowane dania, z tego co udało mi się zaobserwować, wyglądały bardzo smakowicie i miały przystępne ceny, a do tego były przygotowywane z tego co złowiła rodzina właścicieli. Przynajmniej tak zapewniały tablice stojące przed każdym wejściem, a przecież nie mieliśmy powodu by nie wierzyć w to co było na nich napisane.
|
Marsaxlokk - Restauracja na nadbrzeżu. |
Zawsze wyjeżdżając z danego miejsca zaczynam się zastanawiać czy chciałbym do niego jeszcze kiedyś wrócić. Jeżeli odpowiedź jest twierdząca mogę później z czystym sumieniem polecać je innym. Właśnie takim miejscem jest Marsaxlokk. Na nas widok portu i kołyszących się nań Luzzu zrobił bardzo pozytywne wrażenie i na pewno zachowamy go w swojej głowie jeszcze na długi czas. Chociażby tylko dla niego warto było przejechać praktycznie całą Maltę, a gdy doda się do tego wszystkie restauracje serwujące pyszne owoce morza (opinie tych co próbowali) w swoich ogródkach rozstawionych przy promenadzie niejedna osoba znajdzie w tej niewielkiej miejscowości swój własny, prywatny raj na Ziemi.
Kiedy byliśmy na Malcie zaplanowaliśmy sobie właśnie niedzielę na odwiedzenie Marsaxlokk, żeby zobaczyć słynny targ. Straganów, straganików, sprzedawców wzdłuż całego wybrzeża naprawdę bardzo dużo, jednak to przyciąga też tłumy turystów... Coś za coś, ale atmosfera naprawdę niesamowita :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Generalnie południe Malty jest super. Mniej ludzi niż na przykład w Mdinie, nie mówiąc już o Valeccie. Bardzo podobała nam się też plaża w Birzebbuga z widokiem na kontenerowce i to nie ze względu na plażing (nie usiedzimy nawet godziny na piasku) tylko właśnie ze względu na te olbrzymie statki. Pozdrawiamy. PS. Super zdjęcia z Mdiny :)
UsuńAleż te Marsaxlokk jest fotogeniczne:) Nawet z tego powodu warto tam zajrzeć. No i oczywiście na świeżą rybę. Tak czy inaczej to jedno z najbardziej oryginalnych miejsc jakie widzieliśmy:) Będziemy oczywiście zaszczyceni jeśli zajrzycie do nas: http://lecebochce.pl/malta-zwiedzanie-mdina-birgu-marsaxlokk/
OdpowiedzUsuńDziękujemy za komentarz i potwierdzamy. Łódki luzzu nadają temu miejscu niepowtarzalny charakter i aż się proszą o sesję fotograficzną. Z przyjemnością odwiedzimy również Wasz blog i poczytamy o Waszych podróżach. Może znajdziemy tam inspirację i pomysły na przyszłe wyjazdy :) Pozdrawiamy
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńten Zakon to Joannici nie Jezuici jak napisaliście w pierwszym akapicie. Owoce morza nie tylko w restauracjach, takze na straganach mozna na wynos dostac mixa w oleju .mniam.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że Joannici. Sami nie wiemy jak ci Jezuici się tu nam przemycili :) Już poprawiamy :)
Usuń