Odkrywamy atrakcje Ziemii Gorlickiej.


Powiat Gorlicki to wciąż mało popularny wśród turystów fragment Małopolski, co może dziwić biorąc pod uwagę jak wiele ma on do zaoferowania osobom, które zdecydują się tu przyjechać. Lista atrakcji jest na prawdę długa. W końcu to kolebka polskiego przemysłu naftowego, to tu w stołecznych Gorlicach Ignacy Lukaszewicz skonstruował swoją pierwszą lampę naftową, tu też otworzono pierwszą na świecie kopalnię ropy naftowej (Siary). Z drugiej strony region wręcz obfituje w drewnianą architekturę sakralną. W powiecie znajduje się aż 5 kościołów i cerkwi wpisanych na listę UNESCO, a łącznie takich perełek jest nawet kilkadziesiąt. Wreszcie Ziemia Gorlicka, to również idealne miejsce dla miłośników historii. Stare, średniowieczne grody (Biecz), prawie 100 cmentarzy wojennych z czasów I Wojny Światowej, czy też kilkusetletnie pałace i dwory, jak chociażby te w Szymbarku, Siarach lub Jeżowie, powodują iż dosłownie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Zapraszamy Was zatem na małą podróż po kilku atrakcjach wschodnich rubieży Małopolski. Liczymy, że po przeczytaniu tego wpisu i Wy postanowicie zawitać tu choćby na parę dni. 

Pomysł odwiedzenia świątyń w Sękowej, Owczarach oraz Binarowej zaświtał w naszych głowach już dwa lata temu, podczas poprzedniego pobytu w Małopolsce. Niestety, wówczas ze względu na kończący się urlop musieliśmy wracać do Wrocławia i z naszych planów nic nie wyszło. Obiecaliśmy sobie jednak, że gdy tylko znowu odwiedzimy Beskid Wyspowy, to jeden dzień poświęcimy właśnie na małe tournée po tych perełkach wpisanych na listę UNESCO, a że danego słowa zawsze staramy się dotrzymywać, więc wsiedliśmy w samochód i pewnej słonecznej, wrześniowej soboty ruszyliśmy w stronę powiatu gorlickiego. Co więcej postanowiliśmy nie poprzestawać jedynie na kościołach i cerkwiach, ale również zawitać do jednego z najstarszych miast w Polsce - Biecza, o którym nie raz wiele dobrego słyszeliśmy od naszych znajomych.

Kościół w Sękowej
Charakterystycznej, efektownej bryły kościoła św. Filipa i Jakuba w Sękowej nie da się pomylić z żadną inną świątynią w Polsce. O jej malowniczości dobitnie świadczy fakt, że uwieczniali ją na swoich obrazach tacy mistrzowie pędzla jak Wyspiański, Mehoffer, Axentowicz, czy też Tetmajer. Swój niezwykły urok zawdzięcza ona przede wszystkim rozłożystym sobotom, czyli niskim podcieniom służącym w dawnych czasach jako schronienie przed deszczem i wiatrem dla wiernych, którzy ze względu na spore odległości, przybywali na poranną, niedzielną mszę już dzień wcześniej. Te w Sękowej sprawiają, iż z daleka ma się wrażenie, jakby dach budynku zlewał się z ziemią.

Kościół w Sękowej
Nie będziemy ukrywać, to właśnie na zwiedzenie tego kościoła "chorowaliśmy" najbardziej odkąd tylko zobaczyliśmy pierwszy raz jego zdjęcie w jednej z ulotek promujących województwo małopolskie. I mimo, że doskonale wiedzieliśmy iż jest to powojenna rekonstrukcja, to jednak nie mogliśmy postąpić inaczej, jak tylko od niego zacząć naszą podróż po atrakcjach i zabytkach Ziemi Gorlickiej. Byliśmy ogromnie ciekawi czy na żywo będzie się prezentował równie pięknie, jak na fotografiach oraz czym może nas zaskoczyć jego wnętrze, które mieliśmy w planach zwiedzić dzięki trwającemu już od kilku lat, dofinansowanemu ze środków Unii Europejskiej programowi Otwartego Szlaku Architektury Drewnianej stworzonego przez Małopolską Organizację Turystyczną.

Kościół w Sękowej
Kiedy zajechaliśmy na parking w Sękowej okazało się, że jest on całkowicie pusty. Zresztą, poza dwoma staruszkami przesiadującymi na ławeczce postawionej tuż obok tutejszego Domu Pomocy Społecznej, wokół nie było żywej duszy. Cisza i spokój. To, że kościół jest otwarty zdradzała jedynie tablica z magnesami wystawiona przed wejściem. Pomyśleliśmy wówczas, że lepiej być nie może. W pamięci mieliśmy bowiem tłumy turystów kłębiące się parę dni wcześniej przed, również wpisaną na listę UNESCO, świątynią w Dębnie Podhalańskim. Tam niestety nie udało nam się nawet zajrzeć porządnie do środka, bo musielibyśmy czekać na to z dobrą godzinę. W Sękowej było zgoła inaczej. Tu mieliśmy przewodnika tylko i wyłącznie dla siebie. Przemiła pani z uśmiechem opowiedziała nam co nieco o historii kościoła, pokazała najważniejsze elementy z jego wyposażenia, a nawet podzieliła się paroma legendami i ciekawostkami.

Kościół w Sękowej
Dokładna data budowy tej drewnianej perełki nie jest znana. Badacze najczęściej wskazują rok 1520, aczkolwiek, jak to często bywa, nie wszyscy są co do tego zgodni. Z powstaniem kościoła wiąże się za to bardzo ciekawa legenda. Według niej świątynia sama wybrała sobie miejsce, w którym chce stanąć. Początkowo zdecydowano się bowiem na kompletnie inną lokalizację i zaczęto właśnie tam zwozić niezbędny budulec, lecz płynąca "po sąsiedzku" rzeka Sękówka wytrwale przenosiła materiały gdzie indziej. zawsze na ten sam skrawek ziemi. Żyjący wtedy ludzie wzięli to za wolę samego Boga, a że jemu sprzeciwiać się wręcz nie wypada, to zmieniono zatwierdzone już plany. Jak widać opłaciło się, bo kościół bez większego uszczerbku przetrwał do 1915 roku. Nie oznacza to jednak, że na przestrzeni wieków się nie zmieniał. Pierwotnie świątynia nie posiadała ani wieży, ani pięknych sobót. Te dobudowano dopiero w XVIII stuleciu. Metamorfozę przechodziło także wnętrze. Tu kluczowe okazały się lata 80 XIX wieku, kiedy to ściany i strop pokryto neogotycką polichromią.

Kościół w Sękowej
Kiedy weszliśmy do środka od razu poczuliśmy zapach impregnowanego drewna, który tak bardzo lubimy. Krótki rekonesans wystarczył byśmy zorientowali się, iż wnętrze kościoła jest zaskakująco skromne, zwłaszcza jeżeli się je zestawi z piękną, zewnętrzną bryłą. To niestety zasługa Austriaków i przebiegającego w okolicy frontu. W trakcie I Wojny Światowej na Ziemi Gorlickiej rozegrała się bowiem jedna z najkrwawszych i najbardziej zaciętych bitew, przez niektórych historyków określana wręcz "małym Verdun". Walcząca armia Cesarstwa Austro-Węgier potrzebowała materiałów do tworzenia umocnień i okopów oraz najzwyczajniej na opał, więc bez jakiegokolwiek poszanowania dla wyjątkowego na skalę Europy zabytku rozpoczęto jego bestialską rozbiórkę. Zniknęły soboty, zdemontowano zdobny strop oraz dach, a część wyposażenia rozgrabiono lub zdewastowano, przeznaczając świątynię na stajnię. Mocno ucierpiała również polichromia, która po prostu wżarła się w niezabezpieczone odpowiednio od warunków pogodowych i wilgoci drewniane ściany. Co ciekawe, jak dowiedzieliśmy się od Pani przewodnik, istnieje już technologia pozwalająca na całkowitą rekonstrukcję tych cennych, ściennych malowideł. Niestety jest ona bardzo droga, w związku z czym obecnie pozostaje jedynie w sferze marzeń zarówno miejscowej parafii, jak i nas - turystów. Małą próbkę tego, jak do 1915 roku wyglądały ściany wewnątrz można podziwiać jednak już dziś. Na jednej z nich zrekonstruowano bowiem polichromie przedstawiające dwóch ewangelistów: św. Jana i św. Łukasza. Musimy przyznać, że jeżeli cała świątynia była tak ozdobiona, to musiała kiedyś wyglądać na prawdę zjawiskowo. Nic dziwnego zatem, że tak wielu mistrzów się interesowało tym kościołem.

Kościół w Sękowej - ołtarz główny XVII w.
Po dokładnym obejrzeniu ołtarza głównego (późnorenesansowy, XVII wiek), ludowo-barokowej drogi krzyżowej oraz kilku innych "skarbów" znajdujących się na wyposażeniu kościoła p.w. św. Filipa i Jakuba, a pokazanych nam przez Panią przewodnik, zrobiliśmy sobie jeszcze krótką przechadzkę w cieniu rozłożystych sobót, przystanęliśmy, by popodziwiać otwartą konstrukcję wieży (w zasadzie pierwszy raz spotkaliśmy się z takim rozwiązaniem na żywo), a potem wróciliśmy do samochodu, który w dalszym ciągu samotnie stał na parkingu. Naszym kolejnym celem tego dnia miała być oddalona o zaledwie kilka kilometrów wieś Owczary, gdzie planowaliśmy zwiedzić zachowaną w doskonałym stanie łemkowską cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy. Ta świątynia również została wpisana na listę UNESCO.

Cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy w Owczarach
Czas przejazdu z Sękowej do Owczar, mimo że dystans jaki mieliśmy do pokonania był na prawdę niewielki, nie wiedzieć czemu nieco nam się dłużył. Droga była kręta i przede wszystkim chwilami dość wąska. Za to sama wieś, którą aby dotrzeć do cerkwi musieliśmy przejechać praktycznie w całości, nie wyróżniała się niczym szczególnym na tle innych w okolicy. Większość zabudowy stanowiły nowe domostwa (powojenne, często lata 70-90, XX wieku), aczkolwiek widzieliśmy również kilka chat oraz budynków gospodarczych, które naszym skromnym zdaniem z powodzeniem mogłyby zasilić zbiory niejednego skansenu. Wreszcie po prawej stronie ukazały się trzy, różnej wysokości hełmy świątyni, do której zmierzaliśmy. Zaparkowaliśmy więc auto i z nadzieją, że tu również załapiemy się na Otwarty Szlak Architektury Drewnianej skierowaliśmy swe kroki w stronę białej, murowanej dzwonnicy, będącej jednocześnie bramą wejściową na teren kościoła. Wystarczyło, że tylko przekroczyliśmy jej progi, a od razu podeszła do nas Pani przewodnik, która ze szczerym uśmiechem zaproponowała, że oprowadzi nas po wnętrzu.

Cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy w Owczarach
Czytając jeszcze przed wyjazdem co nieco o tym miejscu znaleźliśmy informację, iż po II Wojnie Światowej, a ściślej rzecz ujmując po niechlubnej Akcji Wisła, cerkiew pw. Bogurodzicy została przemianowana na kościół katolicki. Bardzo nas zdziwiło zatem, gdy na drzwiach wejściowych znaleźliśmy kartkę z porządkiem mszy, z której jasno wynikało, iż odbywają się tu zarówno nabożeństwa w obrządku rzymskokatolickim, jak i greckokatolickim. Wszystko wyjaśniło się chwilę później. Otóż część łemkowskich rodzin, które zostały wysiedlone w latach 40 ubiegłego wieku powróciła na te tereny i to właśnie dla nich, każdej niedzieli pojawia się w Owczarach batiuszka, by odprawić liturgię w obrządku wschodnim. Można? Jak widać można, tylko wymaga to odrobiny tolerancji i dobrych chęci...

Cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy w Owczarach - boczne wejście na teren świątyni
Skoro już poruszyliśmy temat nabożeństw to mamy krótką, jednakże bardzo ważną uwagę, związaną z nazewnictwem, którego my Polacy, często nieświadomie, używamy na określenie kapłana w obrządku wschodnim. Chodzi o słowo pop. W swoim życiu słyszeliśmy je już wielokrotnie i to stosowane przez ludzi w każdym wieku. Sami również nie byliśmy lepsi. Nie zdawaliśmy sobie jednak kompletnie sprawy z tego, że określenie pop ma wydźwięk lekceważący i wcale nie jest zbyt mile przyjmowane przez wiernych w prawosławiu oraz grekokatolików. Poprawna forma to batiuszka i właśnie jej należy użyć jeżeli nie chcecie się narazić na krzywe spojrzenia oraz nieprzyjemności.

Cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy w Owczarach
Kiedy odwiedzamy zabytki wpisane na listę światowego dziedzictwa zawsze zastanawiamy się, co sprawiło, że spośród wielu innych akurat one dostąpiły tego zaszczytu. Czasem jest to oczywiste, jak w przypadku kopalni w Wieliczce oraz Bochni, czy też chociażby Krakowa, lecz gdy bierzemy pod uwagę drewnianą architekturę Małopolski i Podkarpacia sprawa się znacznie komplikuje, bo liczba takich cerkiewek i kościołów przekracza tu grubo setkę, a poza tym większość z nich to niezwykle cenne skarby. Co zatem spowodowało, że właśnie świątynia w Owczarach została doceniona przez UNESCO? Naszym zdaniem dwie rzeczy: jej wiek (powstała w 1653 roku), ale przede wszystkim w całości zachowane oryginalne wyposażenie, które nie zostało zmienione nawet wówczas, gdy wieś tą opuściła społeczność łemkowska. Dzięki temu do dzisiaj można w kościele oglądać między innymi oryginalny ikonostas z przełomu XVII i XVIII stulecia, barokowe ołtarze boczne oraz polichromie z 1938 roku namalowane z okazji 950 rocznicy chrztu Rusi.

Cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy w Owczarach - data powstania świątyni wyryta na portalu wejściowym
Cerkiew pw. Opieki Bogurodzicy w Owczarach - polichromie na stropie (1938 r.)
Owczary opuszczaliśmy z nieukrywanym żalem, ponieważ zarówno niezwykle malownicza okolica, jak i sama cerkiew, dzięki pięknej bryle oraz zabytkowemu wnętrzu, bardzo przypadła nam do gustu. Ponadto aż miło było słuchać, jak Pani przewodnik z wielką pasją oraz wiedzą opowiada o tym miejscu... Na ten dzień mieliśmy jednak jeszcze kolejne cele do zrealizowania, z których absolutnie nie chcieliśmy rezygnować, w związku z czym zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w stronę Biecza - kiedyś znaczącego, królewskiego grodu, posiadającego nawet przywilej katowskiego miecza, a obecnie urokliwego, niewielkiego miasteczka z wieloma unikatowymi zabytkami, w którym, nie wiedzieć czemu, w pewnym momencie dziejów czas jakby się zatrzymał.

Biecz
W Bieczu początkowo planowaliśmy zatrzymać się na płatnym parkingu w samym sercu Rynku, jednak ze względu na trwające pod Ratuszem występy artystyczne, o których wcześniej nie mieliśmy bladego pojęcia, okazało się to kompletnie niemożliwe. Sytuacja zmusiła nas do kluczenia po bocznych uliczkach, które (o zgrozo!) często miały charakter jednokierunkowych. W ostateczności i tak nie przyniosło to jakiegokolwiek rezultatu. Wreszcie przyszedł nam do głowy plan awaryjny: "Wracamy w okolice ceglanego, dużego kościoła, który widzieliśmy wjeżdżając do miasta - przecież ludzie, którzy przybywają na niedzielne msze muszą gdzieś zostawiać swoje auta". I to był strzał w dziesiątkę!!! W końcu trafiliśmy na ulicę ks. Bochniewicza, gdzie w cieniu najcenniejszego z bieckich zabytków - Kolegiaty Bożego Ciała, bez żadnych opłat udało się pozostawić auto i ruszyć wreszcie w miasto.

Biecz - fragmenty murów miejskich wraz z Basztą Kowalską
Biecz - budynek tzw. Starej Apteki (1523 r.), ob. Muzeum Ziemi Bieckiej
Musimy przyznać, że Biecz już od pierwszej chwili, jak tylko rozpoczęliśmy po nim spacer, pozytywnie nas zaskoczył. Owszem czytaliśmy, że nazywany jest miastem zabytków, ale jakoś nie spodziewaliśmy się zastać tu cudów, a raczej nastawialiśmy się po prostu na przyjemne miejsce do pochodzenia przez godzinę lub dwie. Okazało się jednak, że w tym konkretnym przypadku sieć i przewodniki nie kłamały... no może z cudami to byłaby z naszej strony nadinterpretacja, bowiem pomiędzy kilkusetletnimi zabudowaniami stoją tu również zupełnie nowe, pozbawione wyrazu domy przez co zabudowa nie jest do końca tak spójna jakbyśmy sobie wymarzyli, lecz interesującej architektury, często pamiętającej czasy średniowiecza jak najbardziej nie brakuje, a wszystko to zgromadzone na stosunkowo niewielkiej powierzchni, i podane w bardzo przyjemnym otoczeniu wyremontowanych chodników i uliczek.

Biecz - dzwonnica przy Kolegiacie Bożego Ciała
Biecz - Kolegiata Bożego Ciała
Ze względu na ograniczenia czasowe, podczas pobytu w Bieczu postanowiliśmy skupić się głównie na wędrówce "na zewnątrz", a co za tym idzie oglądanie muzeów, których w tym urokliwym mieście stanowczo nie brakuje, pozostawić sobie na inną okazję. Nie wątpimy jednocześnie, że takowa nastąpi, bo Biecz, mimo swoich niewielkich rozmiarów, ma na prawdę całkiem sporo do zaoferowania turystom. Jednocześnie szczerze przyznajemy, że dziś z perspektywy kilku miesięcy, jakie upłynęły od naszej wizyty w Małopolsce, nieco żałujemy, iż nie wstąpiliśmy wówczas do Muzeum Ziemi Bieckiej, mieszczącego się w pochodzącym z 1523 roku budynku Starej Apteki. Można tam zobaczyć między innymi odtworzone, a jakże, wnętrze XIX-wiecznej apteki oraz poznać arkana tej profesji z czasów Galicji (więcej informacji TUTAJ). Równie interesująco zapowiadała się też tak zwana Kromerówka, gdzie ponoć przyszedł na świat najbardziej znany obywatel Biecza - Marcin Kromer.
Kromerówka
Biecz - budynek tzw. Starej Apteki (1523 r.), ob. Muzeum Ziemi Bieckiej
Nasz spacer po Bieczu chcieliśmy rozpocząć od Kolegiaty Bożego Ciała, zwłaszcza że, jak już wcześniej wspominaliśmy, zaparkowaliśmy tuż pod jej murami. Niestety ten jeden z najcenniejszych przykładów gotyku w naszym kraju okazał się być zamknięty, przez co pozostało nam jedynie podziwianie wnętrza poprzez otwory w masywnej, żelaznej kracie. Coś tam zobaczyliśmy, ale nie było tego niestety zbyt wiele, a szkoda, bo w środku ponoć na prawdę jest się czym zachwycać. Szczególnie cenne jest niezwykłej urody prezbiterium zdobione polichromią (ok 1480 r.), w którym znajdują się m.in. bogato rzeźbione stalle, unikatowy na skalę Europejską XVII-wieczny pulpit muzyczny oraz ołtarz główny z 1604 r. To najstarsza część świątyni. Na całe szczęście brak możliwości wejścia do wnętrza kościoła przynajmniej częściowo wynagrodziło nam to co udało się zobaczyć wokół niego. Tu najbardziej podobały się nam wykonane na Węgrzech figury Apostołów stojące wzdłuż ogrodzenia okalającego świątynię oraz zabytkowa dzwonnica z XV wieku, w średniowieczu pełniąca także funkcję baszty obronnej, którą akurat opiekował się cech rzeźników.

Węgierskie rzeźby przy Kolegiacie Bożego Ciała
Biecz - Kolegiata Bożego Ciała
Spod Kolegiaty ruszyliśmy w stronę Rynku, na którym kilkanaście minut wcześniej, gdy przez niego przejeżdżaliśmy, rzuciła nam się w oczy charakterystyczna, "przystrojona" sgraffitami wieża Ratusza. Byliśmy ogromnie ciekawi, czy będzie się na nią można wspiąć i pooglądać panoramę miasta z lotu ptaka. Zanim jednak dotarliśmy na miejsce, po drodze zahaczyliśmy jeszcze o pozostałości murów obronnych wraz ze starannie odnowioną Basztą Kowalską (Plebańską), w której to w latach 90 XX wieku ulokowano galerię malarstwa współczesnego, a także stałą ekspozycję poświęconą tutejszemu harcerstwu. Wprawdzie sztuka nowoczesna, mówiąc kolokwialnie, to nie jest nasza bajka, ale wejścia po drewnianych schodkach na ceglane obwarowania nie mogliśmy sobie odpuścić, zwłaszcza że rozciągał się z nich ładny widok zarówno na Kościół Bożego Ciała, jak i niewielki aczkolwiek starannie wypielęgnowany skwer ze stojącym nań pomnikiem, a jakże, Marcina Kromera.

Biecz - fragmenty murów miejskich
Biecz - fragmenty murów miejskich wraz z Basztą Kowalską
Biecz
Rynek w Bieczu, krótko mówiąc, nie powalił nas na kolana. Owszem kilka kamienic nawet przykuło nasz wzrok ale... no właśnie... jeździły tam auta, i to nie jedno na 15 minut, tylko niestety ruch był cały czas spory. W naszych oczach stanowi to, jak już pewnie wiecie z poprzednich wpisów, poważną wadę i generalnie minus sto punktów do atrakcyjności. Również gmach Ratusza, mimo że budowla ta pochodzi w oryginale z XVI wieku, niespecjalnie trafił w nasze gusta. Trochę taki szary i nijaki. W tym przypadku jednak nie ma co się dziwić, ponieważ jego obecny wygląd to efekt przebudowy, a w zasadzie uczciwie należy napisać rozbiórki, która miała miejsce po tym, gdy Biecz wraz z I rozbiorem Polski stracił status miasta powiatowego. Słusznie uznano wówczas, że nie potrzeba już tak ogromnej siedziby magistratu, jaka była dotychczas i w latach 1820-1830 rozebrano połowę budynku zmieniając jednocześnie wystrój zewnętrzny z gotyku na klasycystyczny.

Ratusz w Bieczu
Biecz - w tle wieża ratuszowa
Na szczęście w tych całych kombinacjach zostawiono w spokoju ratuszową wieżę, dzięki czemu obecnie stanowi chyba najbardziej rozpoznawalny symbol miasta, a także doskonały punkt widokowy, bo jak się okazało na miejscu, bez problemu można się na nią wspiąć, co i my uczyniliśmy niezwłocznie. Jednak atrakcji związanych z wieżą nie tylko należy wypatrywać na jej wierzchołku, równie ciekawe jest to co znajduje się w jej najniższych kondygnacjach. Otóż zachowała się tu oryginalna turma, czyli inaczej mówiąc loch, w którym na ścianach również i dziś można znaleźć wyryte przez więźniów napisy. Poziom wyżej jest jeszcze cela, gdzie za drobną opłatą od miejskiego kata można dowiedzieć się kilku ciekawostek na temat metod i narzędzi rozprawiania się z delikwentami w dobie średniowiecza, a także poznać historię o zbóju Beczu, który według jednej z najpopularniejszych w tej okolicy legend był założycielem miasta.

Biecz - panorama z wieży Ratusza
Ciekawe czym sobie zasłużyła? :)
Na koniec naszej krótkiej wizyty w "mieście zabytków", podczas drogi powrotnej z obiadu w poleconej osobiście przez kata Restauracji Grodzkiej (smacznie i niedrogo, my również polecamy) wstąpiliśmy jeszcze na moment do klasztoru Franciszkanów. Zanim braciszkowie przenieśli się tu ze swojej starej, drewnianej siedziby, co stało się w 1642 roku, obiekt był jednym z czterech zamków, jakie znajdowały się w Bieczu. To niejako chichot losu, bo do dziś nie przetrwała ani jedna warownia, tylko właśnie ten klasztor, który jednak niewiele już nosi cech dawnego obiektu obronnego. Jeżeli znajdziecie trochę czasu, polecamy odwiedzenie również i jego, zwłaszcza że od Rynku to dosłownie rzut beretem. Nam najbardziej spodobał się dziedziniec z 14 kaplicami Męki Pańskiej. Niestety, podobnie jak w przypadku Kolegiaty, nie udało się nam zobaczyć wnętrza będącego częścią całego kompleksu - kościoła św. Anny, w którym w podziemnej krypcie spoczywa poeta Wacław Potocki. Znów pozostał tylko rzut oka przez metalową kratę. Aczkolwiek, trochę na pocieszenie, trzeba przyznać, iż akurat ta świątynia, zgodnie z regułami nałożonymi przez patrona zakonu - św. Franciszka, nie jest zbyt bogato urządzona, co oczywiście nie oznacza, że brakuje w niej cennych, kilkusetletnich obrazów i innych elementów wyposażenia.

Biecz - Klasztor Franciszkanów
Biecz - Klasztor Franciszkanów
Biecz - Klasztor Franciszkanów
Ostatnim miejscem, jakie postanowiliśmy odwiedzić tego dnia była niewielka miejscowość parę kilometrów za  Bieczem - Binarowa, w której znajduje się kolejna drewniana perełka wpisana na listę UNESCO - Kościół św. Michała Archanioła. Liczyliśmy, że również tu uda nam się załapać na Otwarty Szlak Architektury Drewnianej, bo patrząc na zdjęcia z folderów promujących Małopolskę oraz to co można znaleźć w Internetach, wnętrze świątyni jest więcej niż przepiękne. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się jednak, ku naszemu wielkiemu rozczarowaniu, iż kościół jest zamknięty na głucho i to mimo tego, że powinien być otwarty jeszcze przez trzy godziny. Niestety tym razem musieliśmy przełknąć gorzką pigułkę i zadowolić się jedynie zrobieniem kilku fotek z zewnątrz. Udało nam się tylko uzyskać informację, że zawaliła Pani przewodnik, która przez cały weekend nie pojawiła się w pracy nie informując o tym nikogo. Ponoć nie byliśmy jedynymi, którzy pocałowali w ciągu ostatnich kilku dni klamkę. 

Mamy więc do Pani mały apel, bo być może Pani to kiedyś przeczyta:  "Kultura osobista i szacunek do innych wymaga tego, by przynajmniej zostawić jakąś kartkę z informacją. Opiekując się tak cennym zabytkiem, do tego wpisanym na listę UNESCO trzeba się spodziewać, że ludzie będą przyjeżdżać, chcąc go zwiedzić, zwłaszcza jeżeli robią to w terminach kiedy kościół powinien być otwarty. My rozumiemy, że zdarzają się przypadki losowe, czy choroba, ale bierze Pani za to pieniądze, a więc zobowiązuje się do zachowania pewnych standardów, jak choćby zapewnienie zastępstwa, a już na pewno zostawienie wiadomości, tak aby turyści wiedzieli, że coś jest nie tak. My byliśmy bardzo mocno zawiedzeni. Proszę pomyśleć o tym następnym razem."

Binarowa - Kościół św. Michała Archanioła
Wszystkie miejsca, które opisaliśmy powyżej stanowią jedynie niewielką część atrakcji i zabytków, jakie oferuje swoim gościom Ziemia Gorlicka. W głębi serca czujemy, że ten piękny zakątek kraju nie raz nas jeszcze zdoła pozytywnie zaskoczyć. Jednocześnie mamy nadzieję, iż choć troszkę tym wpisem przekonaliśmy Was do odwiedzenia wschodnich rubieży Małopolski. Zdecydowanie polecamy.

Komentarze

  1. Tam jeszcze nie byłam i teraz widzę po zdjęciach, że muszę jak najszybciej to nadrobić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :) zdecydowanie polecamy bo okolica jest piękna, a przy tym na prawdę jest co zwiedzać. Pozdrawiamy

      Usuń
  2. Ostatnio byłam w tych okolicach i muszę przyznać, że to naprawdę piękne okolice. Co prawda nie zobaczyłam tak dużo jak Wy, ale to chyba dobry powód żeby niebawem tam wrócić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My również zamierzamy wrócić w ten rejon, bo jeszcze wiele przed nami do zobaczenia. Chociażby dwa obiekty z listy UNESCO, na które tym razem zabrakło nam czasu, czy też kasztel w Szymbarku. Pozdrawiamy

      Usuń
  3. Podziwiam Was za to, że tak dużo udało Wam się zobaczyć jednego dnia. Zdecydowanie macie rację, że Ziemia Gorlicka warta jest odwiedzenia. Kościoły zachwycają swoja architekturą i polichromiami, ja jednak nie zawsze "muszę" je oglądać wewnątrz. Szkoda, że nie udało Wam się zobaczyć wnętrz świątyni w Binarowej, co do Pani Przewodnik, muszę przyznać, że brak informacji jest słaby i lekceważący, jednak nie zawsze uda nam się wszędzie wejść, tym bardziej, że zabytki są we władaniu parafii i może tam trzeba było poszukać odpowiedniej osoby do pokazania świątyni. Dla mnie słowo klucz do zwiedzania zabytków sakralnych to Pan kościelny :) Zazdroszczę tak intensywnej wycieczki i jak będziecie ponownie w Bieczu koniecznie odwiedźcie Muzeum Ziemi Bieckiej, bo tak ładnego muzeum jak właśnie w Bieczu dawno nie widziałam. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za ciepłe słowa :) Musimy się jednak wytłumaczyć skąd nasze rozżalenie co do kościoła w Binarowej. Otóż jest on objęty otwartym szlakiem architektury drewnianej i zgodnie z oficjalną rozpiską powinien być tego dnia otwarty. Niestety pani przewodnik zawaliła ją całej linii i nie pojawiła się przez cały weekend w pracy za którą dostaje pieniądze. Zrozumielibyśmy to gdyby chociaż była jakaś informacja. Wiadomo różne przypadki mogą się zdarzyć. Ale nie było niestety nawet najmniejszej kartki. Co więcej u kościelnego, gdzie również byliśmy, też nic nie wiedzieli. To tam się dowiedzieliśmy, że nie jesteśmy jedynymi w ten weekend, którzy pocałowali klamkę. Tak czy inaczej do Binarowej jeszcze wrócimy więc może następnym razem będziemy mieli więcej szczęścia. Pozdrawiamy

      Usuń
    2. Doskonale rozumiem Wasze rozżalenie, mnie też nie raz ono ogarnęło. Teraz po prostu staram się tym nie przejmować, oglądam obiekt z zewnątrz i jadę dalej :)

      Usuń
    3. My też się tym nie przejęliśmy, bo w Małopolsce i tak jest ze zwiedzaniem wnętrz drewnianych kościołów i cerkwi doskonale :) Nigdzie indziej w Polsce nie ma szans wejścia do tak wielu obiektów jak właśnie w tym województwie, a tego dnia widzieliśmy już Sękową i Owczary :)

      Usuń
    4. Jeśli będziecie kiedyś jeszcze w okolicach. To koniecznie spróbujcie zwiedzić cmentarze wojskowe. Najłatwiej dostępny i jeden z najładniejszych jest cmentarz na przełęczy Małastowskiej. Ale bardziej polecam udać się na szczyt Rotundy, tamten cmentarz, to cudo :-). Będąc w Beskidzie Niskim, nie ograniczajcie się do wsi i miast. Spróbujcie pospacerować szlakami po pustych i pięknych dolinach. Pozdrawiam serdecznie - tubylec ;-)

      Usuń
    5. Dziękujemy za ten komentarz. Szczerze powiedziawszy to już w tym roku poważnie myśleliśmy o pochodzeniu co nieco po szlakach. Uznaliśmy jednak że poczekamy do następnej wizyty, kiedy Madzia trochę jeszcze podrośnie. Co do cmentarzy to są rzeczywiście piękne i malowniczo położone. Właśnie trafiły na naszą listę na następny wyjazd. Pozdrawiamy

      Usuń
  4. Małopolska ma wiele do zaoferowania choć myślę, że ta część jest znana mniejszości. A szkoda bo jest warta odwiedzenia ze względu na piękne kościoły, cerkwie, malownicze widoki i swoją historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisujemy się pod Twoimi słowami rękami i nogami. My jesteśmy w tym regionie zakochani :) Dla nas to najpiękniejsza część Polski a przy tym bardzo atrakcyjna pod każdym możliwym względem. Nie wspominając już o świetnych drogach, których nasz Dolny Śląsk może tylko pozazdrościć. Pozdrawiamy

      Usuń

Prześlij komentarz