Jak to się właściwie stało, że trafiliśmy do Leska? Otóż wszystko przez naszą ciekawość i niecierpliwość zarazem :) Tak bardzo chcieliśmy zobaczyć legendarne Bieszczady, w których jak dotąd nie byliśmy, że wyjechaliśmy z Męciny dużo za wcześnie. Gdy dotarliśmy na kwaterę w Krzywym koło Cisnej okazało się, że po pierwsze Zgierscy pojawią się dopiero za ładnych kilka godzin, a po drugie nasz pokój jeszcze wcale nie jest gotowy. Postanowiliśmy więc nie marnować czasu i wykorzystać go na zwiedzanie. Zostawiliśmy bagaże, otworzyliśmy atlas samochodowy i tak oto padło na trzecie co do wielkości miasto w regionie. Skusił nas przede wszystkim zaznaczony w nim zamek, a że lubimy takie klimaty to właśnie na niego ustawiliśmy nawigację.
Trasa z Cisnej do Leska jest w stanie zweryfikować umiejętności każdego kierowcy. Pełno na niej serpentyn, podjazdów oraz zjazdów, a praktycznie każdy mijany most ma zwężenie z powodu zapadniętego pobocza. Całości obrazu dopełniają jeszcze "zaprawieni w bojach" tubylcy, którzy ni stąd ni zowąd potrafią z flaszką wytoczyć się na środek jezdni i pozdrawiać wszystkich kierowników (ups miało być kierowców). Tu prym wiedzie niewielki Baligród. Na szczęście po niecałej godzinie dotarliśmy na spory, bezpłatny parking tuż obok zamku. Musicie uwierzyć, że to była dla mnie, jako kierowcy, ogromna ulga, bowiem pierwszy raz zdarzyło mi się, że wysiadając z samochodu autentycznie czułem napięcie we wszystkich mięśniach. A pomyśleć że na mapie wyglądało to tak niewinnie.
|
Zamek w Lesku |
Wystarczył jeden rzut oka na leski zamek, byśmy zgodnie z Olą stwierdzili, że chyba nie jest to do końca to, co spodziewaliśmy się zastać na miejscu. Liczyliśmy na mury obronne, baszty albo przynajmniej jakieś imponujące ruiny, a ten obiekt z pewnością ich w najmniejszym nawet stopniu nie przypominał. No cóż, być może nasze umysły są już za mocno nasiąknięte podróżami po niesamowitych warowniach, jakich pełno na terenie Dolnego Śląska czy też Małopolski. Jakby nie patrzeć, w ostatnich kilku latach odwiedziliśmy ich na prawdę sporo, więc, co oczywiste, również i nasze oczekiwania z każdym wyjazdem są co raz wyższe. Tak czy inaczej zamek w Lesku z daleka bardziej przypominał nam piętrowy budynek mieszkalny z dolepioną doń wieżą, niż XVI-wieczną rezydencję z prawdziwego zdarzenia.
|
Zamek w Lesku |
|
Zamek w Lesku |
Dopiero z bliska budowla staje się trochę bardziej klimatyczna oraz nabiera nieco dostojeństwa. Wieża Kmitów, najcenniejszy i najstarszy element kompleksu, nie wydaje się być już taka krępa, a i całość prezentuje się znacznie lepiej niż wówczas, gdy patrzy się na nią z poziomu położonego wyżej parkingu. Tym co nas najbardziej zaskoczyło był fakt, że zamek posiada dwa kompletnie różne oblicza. Wystarczyło bowiem, że obeszliśmy go od drugiej strony, tej której nie widać od razu, a późnogotycka, surowa i trochę mimo wszystko nijaka bryła w jednej chwili zmieniła się w znacznie przyjemniejszą dla oka, klasycystyczną rezydencję w stylu włoskim z charakterystyczną kolumnadą na całej długości. Nie ukrywamy była to przyjemna niespodzianka, której kompletnie nie przewidywaliśmy. Sporym plusem tego miejsca okazał się także znajdujący się po sąsiedzku obszerny park. Warto się do niego wybrać chociażby po to, aby pospacerować w cieniu starych, rozłożystych drzew lub posłuchać jednego z koncertów w znajdującym się w samym sercu zieleńca amfiteatrze.
|
Zamek w Lesku |
Kwitując nasz pobyt na leskim zamku, musimy przyznać, iż mamy mieszane uczucia co do tego zabytku. Posiada on oczywiście swoje plusy, ale niestety wad jest więcej zwłaszcza, jeżeli weźmie się pod uwagę brak możliwości zobaczenia wnętrz. Współcześnie mieści się tu bowiem pensjonat, co powoduje, iż dostęp do pomieszczeń i korytarzy jest mocno ograniczony. Obecny właściciel nie przewidział niestety opcji zwiedzania i to zarówno z przewodnikiem, jak i tym bardziej na własną rękę. Owszem można skorzystać z kawiarni. Nawet szczerze mówiąc chcieliśmy, lecz gdy tylko do niej weszliśmy, odnieśliśmy wrażenie, jakby od dłuższego czasu była już nieczynna. Zero obsługi, zero klientów, totalna pustka. Zraziło nas to już na wstępie, więc szybko zmieniliśmy zdanie i postanowiliśmy, że poszukamy gdzie indziej lokalu, w którym zamówimy sobie po małej czarnej. Ruszyliśmy więc w stronę centrum miasta.
|
Lesko - kamienice na Placu Konstytucji 3-go Maja |
|
Lesko |
O tym, co obecnie można zobaczyć w Lesku w dużej mierze zadecydowała jego naznaczona wieloma tragicznymi wydarzeniami historia. Miasto, przez kilka stuleci swojego istnienia (prawa miejskie ok 1470 r.), nie raz było najeżdżane przez obce wojska, które niszcząc i paląc wszystko, czego nie dało się zdemontować i wywieźć, skutecznie hamowały jego rozwój. Najbardziej "zasłużyli się" w tym aspekcie Szwedzi (Potop, III Wojna Północna) oraz Rosjanie (obie Wojny Światowe), ale nie byli oni jedynymi. Zdarzało się jednak, że do pożarów przyczyniali się przypadkowo również sami mieszkańcy, jak na przykład w 1783 roku. Należy pamiętać, że większość z ówczesnej zabudowy wykonana była z drewna, przez co nie potrzeba było wcale wiele, by z jednej niewinnej iskry w popiół obróciło się całe miasto.
|
Lesko |
Kiedy spaceruje się po niewielkiej starówce już na pierwszy rzut oka widać, iż miejsce to bardzo mocno ucierpiało w czasach II Wojny Światowej. Z tego też powodu dominuje niestety zabudowa współczesna, pozbawiona polotu, jakim cechowały się dzieła większości architektów we wcześniejszych epokach. Nie pomyślcie sobie jednak, iż w Lesku brakuje zabytkowych, kilkusetletnich budynków. Co to, to nie. Po prostu, w odróżnieniu od innych miast, nie są one "podane na tacy", co skutkuje tym, że trzeba się troszkę porozglądać, by je odkryć. My ze swojej strony możemy w tym temacie polecić spacer na Plac Konstytucji 3-go Maja, który dawniej pełnił rolę leskiego Rynku. Otaczają go kamienice i domy mieszczańskie z XVIII i XIX wieku. W ostatniej dekadzie część z nich doczekało się nawet remontu, dzięki czemu przyciągają wzrok czystą fasadą i ciekawymi detalami. Jednak zwycięzca może być tylko jeden, a dla nas, w kategorii najładniejszy budynek Leska, główną nagrodę zdobył wzniesiony w 1896 roku w stylu eklektycznym Ratusz z cukierkową wręcz zegarynką oraz widniejącym na fasadzie frontowej herbem dawnych właścicieli miasta - Kmitów.
|
Lesko - Ratusz (1896 r.) |
Kiedy spacerowaliśmy sobie uliczkami Leska dotarło do nas, że powoli zbliża się już pora obiadowa. Mówiąc ściślej przypomniała nam o tym dobitnie Madzia. Zanim jednak na poważnie zaczęliśmy się rozglądać za jakimś lokalem, gdzie moglibyśmy usiąść, odpocząć i przede wszystkim coś przekąsić, postanowiliśmy odwiedzić jeszcze Kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Przyciągnęła nas do niego widoczna z daleka późnobarokowa dzwonnica, wybudowana w latach 1725-1765. Kiedy się do niej zbliżyliśmy, ze sporym zaskoczeniem odkryliśmy, iż umieszczono w niej figurę Jana Pawła II. W zasadzie nie powinno nas to szokować, w końcu Papież Polak został ogłoszony parę lat temu świętym, lecz mimo wszystko dla osób pamiętających jego pielgrzymki do kraju i znających go dobrze z telewizji, wciąż jeszcze jest to dość nietypowe.
|
Lesko - dzwonnica przy Kościele Nawiedzenia NMP |
|
Figura Jana Pawła II na dzwonnicy Kościoła Nawiedzenia NMP |
|
Lesko - dzwonnica przy Kościele Nawiedzenia NMP |
Zarówno dzwonnica jak i świątynia, a także całe otoczenie wokół niej od 2009 roku przechodzi kapitalny remont finansowany po części ze środków Unii Europejskiej, a po części z datków wiernych. Efekty w każdym razie są doskonale widoczne już dziś. Odnowione fasady, wymieniony dach, wyłożone kosteczką chodniki, czy też nowy mur otaczający teren przy świątyni wpłynęły bardzo pozytywnie na nasze postrzeganie tego miejsca. Innymi słowy uważamy, że wykonano tu już kawał dobrej roboty. W końcu najstarszy kościół na terenie Bieszczadów (wybudowany około 1539 roku z inicjatywy właściciela miasta Piotra Kmity) zaiste zasługuje na to, by być jednocześnie jednym z najładniejszych w regionie, a trzeba przyznać, że konkurencję, zwłaszcza w postaci drewnianych cerkiewek rozsianych po okolicy, ma akurat naprawdę dużą.
|
Lesko - Kościół Nawiedzenia NMP |
|
Lesko - wokół Kościoła Nawiedzenia NMP |
Z racji tego, że do Leska przybyliśmy w niedzielę, udało nam się zwiedzić także wnętrze fary. Musimy przyznać, że kościół w środku prezentuje się równie ładnie, co na zewnątrz. Może nie ocieka on przepychem i nie posiada zapierających dech w piersiach polichromii, lecz nie brakuje w nim pięknych, zabytkowych elementów wyposażenia, jak choćby barokowa ambona z 1754 roku, chrzcielnica wykonana z czarnego marmuru, czy też ołtarze, w tym Główny, pochodzący z 1770 roku. Niestety niedostępne dla turystów są mieszczące się pod kościołem krypty, gdzie miejsce swojego ostatniego spoczynku znalazł między innymi rotmistrz Franciszek Pułaski, konfederat barski i stryjeczny brat Kazimierza Pułaskiego, który ranny w bitwie z Rosjanami pod Hoszowem, zmarł kilka dni później w leskim zamku. (Obszerne informacje o kościele znajdziecie na oficjalnej stronie parafii klikając
TUTAJ)
|
Lesko - Kościół Nawiedzenia NMP |
Po zwiedzeniu Kościoła Nawiedzenia NMP wreszcie przyszedł czas na upragniony obiad i chwilkę odpoczynku przed dalszym poznawaniem miasta. Nasz wybór w kwestii lokalu padł na niepozornie wyglądający bar RETRO mieszczący się przy Placu Konstytucji 3-go Maja. Choć nie spodziewaliśmy się po nim cudów, bo i miejsce nie zachęcało swoim wyglądem jakoś mocno, to jednak okazało się że jedzenie było wyjątkowo smaczne, a rachunek do zapłacenia zaskakująco niski. Ze swojej strony szczególnie polecamy żurek oraz placki ziemniaczane. Przyznamy się szczerze, że ten bar przypadł nam do gustu w takim stopniu, że kilka dni później będąc w okolicy postanowiliśmy nadłożyć kilka kilometrów i do niego wrócić. Po obiedzie zamówiliśmy sobie jeszcze po mrożonej kawie, ale takiej w starym, dobrym stylu, po czym ruszyliśmy do kolejnej atrakcji Leska - synagogi, o której dowiedzieliśmy się z tablicy informacyjnej ustawionej dla turystów obok Ratusza.
|
Lesko - synagoga |
|
Synagoga w Lesku - 10 przykazań na fasadzie frontowej |
O powstałej w latach 1626-1654 synagodze mówi się, że jest najcenniejszym zabytkiem Leska, jednocześnie też dodając, iż to jeden z najbardziej wyjątkowych obiektów tego typu w całej Polsce. Znajduje się ona ledwie kilkaset metrów od Rynku, w związku z czym nie mieliśmy najmniejszego problemu żeby tam trafić. Wystarczyło kierować się znakami, które dokładnie opisywały gdzie iść. Obecnie z zewnątrz budynek jest już mocno nadszarpnięty zębem czasu. Gdzieniegdzie odpadają tynki i generalnie widać, że przydałby się kapitalny remont. Mimo to bożnica zaskoczyła nas swoją wieżą będącą dowodem na to, iż miejsce to było kiedyś częścią miejskich fortyfikacji oraz barokową bryłą, stanowiącą efekt XIX-wiecznej przebudowy. Kluczowy był rok 1838, to wówczas właśnie żydowska świątynia zyskała między innymi zdobne szczyty oraz nowy dach. Całkowicie zmieniło się także wnętrze, które nie przetrwało niestety II Wojny Światowej. Hitlerowcy po zajęciu miasta 24 czerwca 1941 urządzili tu bowiem magazyn oraz doszczętnie zdewastowali wyposażenie. Resztę dokończyli zaraz po nich sami Polacy oraz brak gospodarza. Dopiero w 1957 roku, kiedy w niezabezpieczonym budynku zawaliło się sklepienie, zdecydowano, iż bożnicę trzeba ratować.
|
Synagoga w Lesku - wnętrze przed II Wojną Światową - fotografia ze Skansenu w Sanoku |
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zaglądnęli do środka synagogi, zwłaszcza że wejściówka kosztowała jedynie 2 PLN od osoby. Skusiła nas przede wszystkim działająca w tym miejscu od końca lat 70 XX wieku Galeria Sztuki - największa tego typu placówka w całych Bieszczadach, gdzie swoje prace wystawia ponad 80 lokalnych artystów. I rzeczywiście jest co podziwiać. Mnóstwo obrazów, rzeźby czy ceramiki, jedne wykwintne i dopracowane, inne z kolei jakby wyszły spod ręki krynickiego Nikifora. Najważniejsze jednak, że wszystkie można zakupić, stając się w ten sposób posiadaczem oryginalnej pamiątki z podróży w Bieszczady. A co ze śladami po bożnicy? W cenie biletu można zaglądnąć do dawnego więzienia dla Żydów, znajdującego się w piwnicy pod wieżą (jedno niewielkie pomieszczenie) i w zasadzie to by było na tyle, no jeżeli nie wliczać jeszcze ozdobnych gzymsów oraz półkolistych wnęk, w których niegdyś tkwiły cytaty z Tory.
|
Synagoga w Lesku - wnętrze, ob. Galeria Sztuki Bieszczadzkiej |
|
Synagoga w Lesku - wnętrze, ob. Galeria Sztuki Bieszczadzkiej |
Ostatnim punktem spaceru po Lesku okazał się tutejszy kirkut, stanowiący według nas, najważniejszy argument przemawiający za odwiedzeniem miasta. Mówiąc kolokwialnie: to absolutne must see i niepodważalny numer jeden w kategorii atrakcja/zabytek. Ale po kolei... Kiedy będąc w synagodze, raczej pro forma, zapytaliśmy chłopaka z obsługi o możliwości zwiedzania cmentarza, ku naszemu zdziwieniu dowiedzieliśmy się, że wcale nie jest to takie oczywiste, jakby się w pierwszej chwili wydawało. Nekropolią opiekuje się bowiem pewien pan mieszkający w domu naprzeciwko wejścia, a ten wpuszcza turystów tylko i wyłącznie wtedy, kiedy otrzyma kolejną pulę biletów z Warszawy. Kirkut jest we władaniu stołecznej Gminy Żydowskiej, która niestety nie zawsze na czas zdąży dosłać wejściówki. Bardzo chcieliśmy to miejsce zobaczyć, więc z duszą na ramieniu powędrowaliśmy we wskazanym kierunku. Gdy doszliśmy do bramy, okazało się, że od celu dzieli nas gruby łańcuch i masywna kłódka. Pomyśleliśmy: niefart. Na szczęście nie taki diabeł straszny, bo już po chwili zjawił się uśmiechnięty, starszy człowiek, który wpuścił nas do środka. Co więcej, dzięki Madzi dostaliśmy nawet niewielki rabacik pod warunkiem, że za jego równowartość kupimy małej lody. Słowa dotrzymaliśmy...
|
Kirkut w Lesku |
|
Kirkut w Lesku |
To co zobaczyliśmy po przekroczeniu bramy wejściowej przerosło nasze najśmielsze oczekiwania, które i tak były bardzo wysokie, biorąc pod uwagę, że w ostatnich latach zdarzyło nam się odwiedzić już kilka innych kirkutów w tym te bardzo znane w Łodzi oraz we Wrocławiu. Wiadomo poprzeczka wciąż idzie w górę. Po pierwsze nekropolia jest pięknie położona. Znajduje się na niewielkim wzgórzu, wśród starych, czasem kilkusetletnich drzew. Pełno tu zieleni, śpiewających ptaków, a całości dopełnia niezmącona odgłosami miasta cisza, sprawiająca, że człowiek jakby z automatu spacerując na wpół dzikimi alejkami popada w zadumę. Ale to nie wszystko, bo na terenie kirkutu można podziwiać ponad 2 tysiące macew, czasem stanowiących prawdziwe arcydzieła sztuki kamieniarskiej. Oczywiście mówimy tylko o tych, które widać gołym okiem. Szacuje się bowiem, że pod ziemią jest ich jeszcze przynajmniej drugie tyle. Część nagrobków pokrywa mech, inne ledwo są widoczne z pomiędzy pokrzyw, większość z czasem się pochyliła, lecz w dalszym ciągu można odczytać z nich inskrypcje wskazujące kto w tym miejscu został pochowany, kiedy umarł, a często dzięki wszechobecnej symbolice także kim był za życia, czy był uczony w piśmie oraz czy jego śmierć była np. nagła, niespodziewana. Jeszcze bardziej interesująco robi się, gdy dociera do nas, że część
macew została postawiona już w XVI wieku, czyli za czasów, gdy Polską
rządzili ostatni przedstawiciele dynastii Jagiellonów, a najstarszy
dotąd znaleziony nagrobek pochodzi z roku 1548. Co ciekawe udało się
nawet odczytać treść napisów wyrytych na nim.
|
Kirkut w Lesku |
|
Kirkut w Lesku |
|
Kirkut w Lesku |
Na zwiedzaniu kirkutu zeszło nam ponad godzinę i pewnie bylibyśmy tam znacznie dłużej gdyby nie to, że Madzia zaczęła zdradzać już pierwsze objawy zmęczenia. Poza tym miała przecież obiecane lody, o czym nie omieszkała nam kilkukrotnie wspomnieć. Zgodnie z przewidywaniami, gdy tylko ruszyliśmy w kierunku Cisnej nasze dziecko zasnęło momentalnie, a my zaczęliśmy dzielić się między sobą wrażeniami z pobytu w mieście, zwanym czasem "Bramą Bieszczad". Czy Lesko nas urzekło? Szczerze powiedziawszy to nie, bo w swoim życiu widzieliśmy już wiele innych, piękniejszych oraz bardziej spójnych miejscowości. Zawiódł nas przede wszystkim zamek Kmitów, po którym spodziewaliśmy się zdecydowanie więcej oraz dość skromna Starówka. Czy polecamy Wam zatem odwiedzenie tego miasta? W tym przypadku odpowiedź brzmi: tak. Uważamy, że kirkut oraz kościół Nawiedzenia NMP są mocnymi argumentami przemawiającymi, za tym by wpaść tu choćby na kilka godzin, a przecież jest jeszcze klimatyczna Galeria Sztuki Bieszczadzkiej ulokowana w synagodze. Naszym zdaniem doskonałym pomysłem na udaną wycieczkę może być połączenie wizyty w Lesku z oddaloną o 17 kilometrów zaporą wodną na Solinie lub równie nieodległym (18 km) Sanokiem, gdzie głównymi atrakcjami są Miasteczko Galicyjskie i Skansen oraz Zamek, z największą w Polsce kolekcją ikon, a także jedynym w swoim rodzaju zbiorem prac Zdzisława Beksińskiego. Tak zaplanowany dzień na pewno dostarczy Wam wielu ciekawych wrażeń i mnóstwa wspomnień.
Świetna relacja! Bardzo lubię Wasze opowieści podróżnicze. P.S. Lesko nie leży w Bieszczadach a w Górach Sanocko - Turczańskich :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za ciepłe słowa :) To bardzo motywuje do dalszego pisania... Co do Leska to fakt, nie leży ono w Bieszczadach ale za to nazywane jest czasem Bramą Bieszczad ;)
UsuńByliśmy tam z żoną w ubiegłym roku udało nam się zobaczyć wszystko oprócz kirkutu ale może następnym razem. Super relacja pozdrawiam
UsuńSzkoda że nie odwiedziliście kirkutu, bo to zdecydowanie najbardziej klimatyczne miejsce w całym Lesku. Zdecydowanie polecamy i pozdrawiamy. Małki
UsuńPiękne zdjęcia i bardzo ciekawy artykuł. Chętnie wybiorę się do Leska.
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) Polecamy zwłaszcza kirkut. Pozdrawiamy
Usuń