Kibiny, zamek oraz zamarznięte jezioro, czyli odwiedzamy Troki


Znajomi mówili: "O! jedziecie do Wilna? Koniecznie musicie odwiedzić też Troki". Jak mantrę powtarzali: "Zobaczycie, to jedno z najpiękniejszych i najbardziej atrakcyjnych miejsc na całej Litwie, a przy tym leży tak blisko stolicy. Na pewno nie będziecie żałować". Po takiej rekomendacji nie pozostało nam więc już nic innego, jak tylko wygospodarować jeden dzień, spakować plecak i ruszyć nad Jezioro Galve. Czy faktycznie było warto? Czy słowa znajomych znalazły pokrycie w rzeczywistości? I wreszcie (a może przede wszystkim) co udało nam się zobaczyć?  O tym dowiecie się czytając niniejszy wpis.

Jak dojechać z Wilna do Trok?


Zacznijmy jednak od początku, czyli kwestii zasadniczej: Jak dojechać z Wilna do Trok? Okazało się, że jest to rzecz wręcz banalna i nawet nie trzeba się było zbytnio nagimnastykować, by znaleźć odpowiednie połączenie, a w zasadzie to w ogóle nie musieliśmy kombinować. Oba miasta są bowiem ze sobą świetnie skomunikowane. Dziennie jest kilka połączeń kolejowych w każdą stronę, a praktycznie co godzinę (w szczycie nawet częściej) z dworca autobusowego wyruszają kolejne busiki i autokary. Plusem jest także niewielka odległość (około 27 km), która sprawia że podróż trwa zdecydowanie krócej niż nasz niejeden, wrocławski powrót z pracy do domu. Jakby nie patrzeć wyszło, że w 30-40 minut spokojnie da się dojechać, oczywiście przy założeniu, że nie ma korków, ale te, co potwierdza wielu zmotoryzowanych internautów, w Wilnie zdarzają się raczej rzadko. I tu mieliśmy mały zgrzyt, gdyż wracając z Trok trafiliśmy na jeden z tych feralnych dni, podczas których jednak swoje trzeba grzecznie za innymi w sznurku odstać. To wydłużyło trasę o jakieś kolejne pół godziny.

Troki
Troki
Troki
Troki
Tak czy inaczej zdecydowaliśmy się na podróż autobusem, bo nie chciało nam się zbyt wcześnie wstawać na pociąg, który wyjeżdżał chwilę przed 8 rano. W końcu to urlop, a on rządzi się swoimi prawami co nie? Zjedliśmy więc spokojnie śniadanie i w ciemno ruszyliśmy na dworzec. Kto by przecież sprawdzał jakieś rozkłady jazdy... Szczęście nam jednak dopisało, bo ledwo weszliśmy całą trójką na perony, a już siedzieliśmy w "pekaesie". Cena przejazdu: około 2 EURO w zależności od przewoźnika, co nawet nam Polakom wydało się kwotą rozsądną, biorąc pod uwagę ile kosztuje bilet jednorazowy na MPK we Wrocławiu. Dodajmy, że pociągiem dotrzecie w podobnych granicach cenowych. Szczegóły i rozkład możecie sprawdzić na oficjalnej stronie litewskich kolei. Znajdziecie ją TUTAJ.

Zamarznięte jezioro Galve, czyli Głowa


Podróż upłynęła nam nadspodziewanie szybko. Ledwo minęliśmy przemysłowe przedmieścia litewskiej stolicy, a już za szybą pojawiła się tablica "Trakai 2 km". Nawet Madzia nie zdążyła się jeszcze tą całą jazdą znudzić, ani tym bardziej zasnąć i całe szczęście - kto ma małe dzieci ten wie dokładnie o co nam chodzi. W każdym bądź razie zjechaliśmy z głównej trasy łączącej Wilno z Kownem, a naszym oczom ukazało się jezioro Galve. I tu małe zdziwko. Czy my oby na pewno dobrze widzimy, czy też dopadły nas jakieś omamy wzrokowe. Otóż na samiuśkim środeczku akwenu siedzi sobie pan na krzesełku i łowi ryby w przeręblu. Dość intrygujące, biorąc pod uwagę, że temperatura na zewnątrz śmiało przekraczała 20 stopni. No powiemy szczerze - tego to sie nie spodziewaliśmy. Owszem zaledwie kilka dni wcześniej, w Wielkanoc, była słota i padał śnieg z deszczem, ale żeby całe jezioro było jeszcze skute lodem? Wydaje nam się, że to chyba zaskoczyło nawet lokalsów. Wszakże pod zamkiem, o którym będzie później, jak byk na tablicy stało, że rejsy statkiem wycieczkowym ruszają od kwietnia. Miesiąc ten już się jednak zaczął, a my co najwyżej moglibyśmy pożeglować lodołamaczem. Generalnie: matka natura vs. nasze plany i pomysły 1:0.

Zamarznięte Jezioro Galve
Zamarznięte Jezioro Galve
Zamarznięte Jezioro Galve
Zamarznięte Jezioro Galve

Słów kilka jak dojść z dworca w Trokach do Zamku na wyspie


Oczywistą oczywistością jest to, że największą atrakcją Trok jest położony na wyspie zamek i to właśnie on jest celem praktycznie wszystkich wycieczek pojawiających się w tej okolicy. Do niego też każdy turysta kieruje się w pierwszej kolejności po tym, jak już wygramoli się z autobusu lub pociągu. I tu jest mały szkopuł, gdyż do warowni najsampierw trzeba dotrzeć, a do przejścia jest niemało, bo prawie 2,5 kilometra chodnikiem poprowadzonym wzdłuż głównej ulicy miasta - Vytauto g. (ulica Zwycięska).

Przy dworcu znajduje się mapka z opisem najciekawszych miejsc.
Troki - chata karaimska
Troki - chata karaimska
Dla dorosłego to pryszcz, bo co to jest 25 minut spacerkiem, ale gorzej z dzieciakami, które zawsze muszą podnieść z ziemi każdy listek będący w ich zasięgu wzroku, powąchać każdy kwiatek, wspiąć się na wszystkie murki i krawężniki, a na koniec, mniej więcej w połowie trasy, i tak stwierdzą, że bolą je nogi i chcą już wracać. Wędrówka wówczas może trwać na prawdę dłuuugo i wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej spokojnego rodzica, nie mówiąc już o tych bardziej nerwowych. Zawczasu zalecamy więc cierpliwość oraz przygotowanie dobrych motywatorów (nie wiem jak u Was, lecz u nas, w podobnych sytuacjach, doskonale sprawdzają się lizaki). Na szczęście raczej nie ma możliwości się zgubić (choć znamy osobiście takich, co to potrafią). Wystarczy jedynie podążać tą nieszczęsną główną drogą. Na pewno traficie. Jeszcze jedno: przewagą autobusu nad pociągiem jest to, że z dworca PKS do zamku jest nieco bliżej, niż ze stacji kolejowej.

W Trokach nie brakuje ciekawej architektury.
W Trokach nie brakuje ciekawej architektury.
W Trokach nie brakuje ciekawej architektury.
Rządzi głównie drewno

Troki - co zobaczyć po drodze do zamku?


Ruszyliśmy więc i my w stronę zamku, ale zanim o tym to jeszcze jedna mała dygresja. Gdzieś, już nie pamiętamy jednak gdzie, wyczytaliśmy, że Troki dawniej słynęły ze swojej tolerancji dla mniejszości oraz wyznawców różnych religii, których spajała dodatkowo osoba Wielkiego Księcia Litewskiego. Razem mieszkali tu wówczas Litwini, Rusini, Polacy, Tatarzy, a także Karaimi, w XIV wieku sprowadzeni z Turcji. Zresztą śladów po tej mieszance kultur można upatrywać w mieście po dziś dzień. Wystarczy jedynie powiedzieć, iż na obszarze około dwóch kilometrów współistnieją w Trokach obok siebie cerkiew prawosławna, kościół katolicki oraz karaimska kienesa. Taki stan rzeczy doceniono zresztą, tworząc na terenie miasta Trocki Historyczny Park Narodowy.

Cerkiew pw. Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy
Cerkiew pw. Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy
Cerkiew pw. Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy
Cerkiew pw. Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy
A teraz już do konkretów. Jako pierwsza naszym oczom ukazała się cerkiew pod wezwaniem Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy. Wybudowano ją w 1863 roku, ale obecny wygląd oraz większość wyposażenia, w tym również ikonostas, pochodzi dopiero z 1938, gdy świątynię oddano ponownie do użytku po zniszczeniach doznanych w trakcie trwania I Wojny Światowej. Na bramie w języku angielskim była informacja, że świątynia jest otwarta dla zwiedzających, więc długo się nie namyślając postanowiliśmy wejść do środka. We wnętrzach jednak, oględnie mówiąc, wielkiego szału nie było. Ot typowa prawosławna cerkiew, trochę ikon, całkiem ładny ikonostas, miejsce na zapalenie świeczki. My zapamiętaliśmy ją przede wszystkim ze względu na starszą panią, podejżewamy opiekuna świątyni, która miała rozłożoną deskę do prasowania i jak gdyby nigdy nic prasowała obrusy, za bardzo nie zwracając nawet uwagi na naszą obecność. Przyznacie, że widok to w polskich kościołach raczej rzadki.

Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Musimy się Wam przyznać, że w pewnym momencie tak się już zafiksowaliśmy na ten zamek, że niewiele brakowało abyśmy w ogóle nie zajrzeli, do bodajże najcenniejszego zabytku w całych Trokach, czyli kościoła pw. Nawiedzenia N.M.P., który według historyków ufundował sam Wielki Książę Litewski Witold. Na całe szczęście zwyciężyła w nas wrodzona ciekawość oraz doświadczenie z poprzednich wyjazdów, podpowiadające żeby absolutnie z takich miejsc nie rezygnować, gdyż potem można sobie pluć w brodę i mocno tego żałować. A w tym przypadku byłoby czego, bo to jedna z najcenniejszych świątyń na całej Litwie, w której nie dość że znajduje się, będący przedmiotem kultu oraz obiektem pielgrzymek, obraz Matki Boskiej Trockiej - najstarsze zachowane przedstawienie Maryi w tym kraju, to jeszcze we wnętrzach można podziwiać chociażby pozostałości polichromii sprzed około 600 lat. Najbardziej zdumiał nas jednak fakt, iż bazylika trocka od momentu ukończenia budowy oraz konsekracji nigdy nie została zamknięta, ani nie zmieniła przynależności wyznaniowej. Nasze wrażenia z wizyty? Zdecydowanie na plus. Polecamy, chociażby po to, aby zobaczyć ładne barokowe wyposażenie.

Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Bazylika pw. Nawiedzenia N.M.P.
Bazylika została "odhaczona", mogliśmy zatem ruszyć dalej z mocnym postanowieniem, że nigdzie się więcej nie zatrzymujemy tylko uderzamy bezpośrednio na zamek. W tym przekonaniu utwierdzała nas zresztą nasza córka, która od dobrych 30 minut powtarzała, że ona chce już zobaczyć jak mieszkały księżniczki. Powodowało to, iż momentami zaczynała być zniecierpliwiona tymi naszymi "zwiedzaniowymi skokami w bok". Nie było zatem mowy, o tym by wstąpić chociażby do mijanego właśnie Muzeum Historycznego lub zobaczyć z bliska ruiny tzw. Zamku na półwyspie (choć je zobaczyliśmy później). A tak poza tym to: tak, Troki mają w swoich granicach aż dwie warownie.

Muzeum Historyczne w Trokach
Muzeum Historyczne w Trokach
Troki - ruiny Zamku na półwyspie
Troki - ruiny Zamku na półwyspie
Troki - ruiny Zamku na półwyspie
Troki - ruiny Zamku na półwyspie

Zamek w Trokach


Wreszcie, po przeszło półtoragodzinnej tyradzie z dworca dotarliśmy do celu i oczom naszym ukazał się jeden z najbardziej malowniczych pejzaży, jakie Małki miały okazję podziwiać w ostatnich kilku, jak nie kilkunastu latach. Na widok zamku momentalnie opadły nam z zachwytu szczęki, a dłonie odruchowo sięgnęły po aparat. Jednak znajomi się nie mylili, namawiając nas do odwiedzenia Trok. Wzdłuż brzegu zamarzniętego jeziora Galve ciągnęła się klimatyczna, odnowiona promenada, od której co kilka metrów odchodziły w kierunku wody drewniane pomosty dla łódek. Pośrodku akwenu, na obszernej wyspie dominowały zaś kamienno-ceglane mury i wieże warowni w tym momencie pięknie oświetlone przez słońce. Całości dopełniały jeszcze dwa mosty spinające za pośrednictwem niewielkiej wysepki stały ląd z zamkiem. No po prostu bajka! Inaczej nie da się tego ująć.

Troki - nad jeziorem
Troki - nad jeziorem
Troki - Zamek na wyspie
Troki - Zamek na wyspie
Troki - jeden z mostów prowadzących do zamku
Troki - jeden z mostów prowadzących do zamku
Troki - Zamek na wyspie
Troki - Zamek na wyspie
Troki - Zamek na wyspie
Troki - Zamek na wyspie
Gdy już nacieszyliśmy nasze oczy tym niesamowitym krajobrazem dziarsko ruszyliśmy na podbój głównego celu naszej wycieczki, czyli zamczyska. Szybciutko przeszliśmy przez oba mosty, mijając przy okazji wracające do autokaru niemieckie wycieczki (co za fart! było ich na prawdę dużo), kupiliśmy w kasie, przy wejściu bilety (cena 7 Euro za osobę dorosłą) i po chwili wylądowaliśmy na obszernym dziedzińcu dolnym, którego główną atrakcją, jak się okazało, była niewielka ekspozycja zrekonstruowanych urządzeń do tortur - normalnie hit wśród wszystkich dzieciaków, chętnie testujących dyby i inne takie. No dobra, przyznajemy się, my też testowaliśmy :)

Troki - Zamek na wyspie
Zamek na wyspie - dziedziniec dolny
Troki - Zamek na wyspie
Zamek na wyspie - dziedziniec dolny
Troki - Zamek na wyspie
Zamek na wyspie - dziedziniec dolny
A czy sam zamek nas czymkolwiek zaskoczył? Nie. I bardzo dobrze. Po prostu było tu wszystko, co w takim miejscu być powinno, czyli klimatyczny dziedziniec, drewniane przejścia, kręte schody, komnaty ze stylizowanymi na średniowiecze żyrandolami, trochę różnych wystaw tematycznych, jakieś zbroje, studnia gdzie można wrzucać drobne monety (Madzia to uwielbia), a także, co ważne przy zwiedzaniu na własną rękę, karty informacyjne w kilku językach, w tym po polsku. No może zabrakło tylko wieży, z której szczytu dałoby się podziwiać panoramę okolicy (a przynajmniej takowa nie była dostępna podczas naszej wizyty). Co jednak ważne, absolutnie w dobrej zabawie nie przeszkadzała nam świadomość, iż wszystko co tu widzimy, to jedynie wzorcowo wykonana rekonstrukcja z połowy XX wieku. Po prostu Litwini odwalili w Trokach kawał dobrej i pożytecznej roboty, przywracając temu miejscu blask, na który jak najbardziej zasługiwał z racji swojej bogatej historii oraz niepowtarzalnej lokalizacji. Podsumowując jednym zdaniem: ten zamek to idealna propozycja na spędzenie 2-3 godzin z dzieciakami (samemu oczywiście też, ale patrzymy z naszego punktu widzenia :P ).

Troki - Zamek na wyspie
Troki - Zamek na wyspie
Troki - Zamek na wyspie
Zamek na wyspie - dziedziniec górny
Troki - Zamek na wyspie
Zamek na wyspie - dziedziniec górny
Troki - Zamek na wyspie
Troki - Zamek na wyspie
Troki - Zamek na wyspie
Troki - Zamek na wyspie
Podobał, oj podobał się Małkom trocki zamek. Najchętniej byśmy z niego w ogóle nie wychodzili, lecz do głosu, i to całym chórem, doszły już nasze żołądki, które zdecydowanym burczeniem zakomunikowały, iż najwyższa pora do odwrotu, bo to moment w sam raz na zjedzenie gdzieś obiadu. A jeżeli mowa o jedzeniu, to odpowiedź na pytanie co zamówić była oczywista od początku. Bardzo chcieliśmy spróbować jak smakują typowe karaimskie kibiny, czyli pieczone pierogi z kruchego ciasta z siekanym mięsem i dodatkami. Pozostawała więc jedynie kwestia wyboru odpowiedniej restauracji. Tu z pomocą przyszła nam sprzedawczyni z jednego ze straganów znajdujących sie przy promenadzie, w którym Ola kupowała kolczyki. To ona poleciła nam lokal o nazwie Kybynlar. Trzeba przyznać, że się nie myliła, bo było smacznie, w rozsądnej cenie, a poza tym obsługa mówiła świetnie po polsku. Wybaczcie nam zatem brak zdjęć, lecz sami rozumiecie, jak człowiek jest naprawdę głodny to nie myśli o cykaniu fotek, tylko pałaszuje, co też czyniliśmy z wielką przyjemnością. W ramach rekompensaty możecie zaglądnąć na ich oficjalną stronę, także w języku polskim. Znajdziecie ją TUTAJ.

Restauracja Kybynlar
Restauracja Kybynlar
Reszta dnia upłynęła nam na spacerze promenadą, małym shoppingu na tutejszych straganach z rękodziełem oraz lnianą odzieżą, szaleństwach na niewielkim placu zabaw położonym nad samym jeziorem oraz karmieniu wszelkiej maści ptactwa, co jak się okazało stanowiło nie lada frajdę dla Madzi. Nawet się nie obejrzeliśmy, a na zegarkach wybiła już godzina powrotu. Na prawdę smutno było się żegnać z tym niesamowitym zakątkiem Litwy, lecz obiecaliśmy sobie, że na pewno jeszcze wrócimy przy najbliższej nadarzającej się okazji. A dla Was mamy tylko jedną radę, którą zresztą sami usłyszeliśmy wcześniej od znajomych: " Jedziecie do Wilna? Koniecznie musicie odwiedzić Troki! Na pewno nie będziecie żałować.

Troki
Troki
Troki
Troki
Troki
Troki

Komentarze

  1. Pobieżnie odwiedziłem z wycieczką i Troki - zamek jak również i Wilno. Było bardzo fajnie tyle że bardzo krótko. Mieliście lepiej bo pojechaliście prywatnie i mieliście więcej czasu na zwiedzanie. Bardzo ciekawa relacja. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie stoi na przeszkodzie by pojechać jeszcze raz :) Zwłaszcza że do Wilna można łatwo i dojechać i dolecieć. Teraz gdy znasz już trochę miasto i widziałeś najważniejsze tzw. punkty obowiązkowe pozostaje najlepsze czyli odkrywanie go po swojemu bez pośpiechu. Pozdrawiamy :)

      Usuń
  2. Czas nie stoi w miejscu a u mnie na pierwszym miejscu jest Polska - cała reszta świata to tylko przy okazji. Ale poczytać i pooglądać zawsze warto. W Polsce widziałem już sporo a chciałbym jeszcze więcej. Ale dopóki życie trwa wszystko jest możliwe. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A który region Polski jest Tobie najbardziej bliski? Dla nas takim miejscem idealnym jest wschodnia Małopolska - Beskid Sądecki i Wyspowy, Ziemia Gorlicka i okolice Tarnowa. Moglibyśmy tam bez wahania zamieszkać, choć przyznamy, że i nasz piękny Wrocław ciężko by było zostawić. Pozdrawiamy :)

      Usuń
    2. Właściwie nie mam ulubionego specjalnie - po prostu lubię to co aktualnie mam - czyli gdzie mieszkam. Najmniej znanym mi rejonem Polski jest jej wschodnia ściana. Więcej o mnie i moim zwiedzaniu na http://www.turystykapolska.entro.pl
      zapraszam i pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz