Atrakcje Kórnika na jednodniową wycieczkę.

 
Kórnik to nie tylko arboretum i zamek, choć to głównie te dwie atrakcje przyciągają turystów, przyjeżdżających zazwyczaj na jednodniowe wycieczki. Postaramy się Wam pokazać, że ta miejscowość położona niedaleko Poznania ma znacznie więcej do zaoferowania swoim gościom. Sami byliśmy zdziwieni, że aż tyle.

Kórnik jest dla nas doskonałym przykładem na to, że każde miejsce zasługuje, aby dać mu drugą szansę. Kiedy pojechaliśmy tam pierwszy raz w 2016 roku, miejscowość nie specjalnie przypadła nam do gustu. Fakt, wówczas pojawiliśmy się po intensywnym zwiedzaniu Rogalina, a więc mocno już zmęczeni. Do tego w trakcie spaceru po arboretum zmagaliśmy się z niespotykaną wręcz ilością komarów oraz brakiem środka do ich odstraszania. Wreszcie nie zobaczyliśmy także wnętrz zamku - było niestety za późno. Nastał rok 2020 i postanowiliśmy Kórnik odczarować, zaczynając w nim naszą 21-dniową podróż dookoła Polski. I wiecie co? Tym razem wyjechaliśmy zachwyceni oraz naładowani mnóstwem pozytywnej energii na kolejne etapy wojaży.

Zamek w Kórniku

 
Naszą przygodę z Kórnikiem postanawiamy rozpocząć od zwiedzania zamku, czyli dawnej rezydencji Działyńskich. Musimy przyznać, iż ze względu na pandemię, jadąc, mieliśmy pewne wątpliwości, czy znów nie zakończy się na podziwianiu tego imponującego gmachu jedynie z zewnątrz. Jest weekend, ładna pogoda. Na szczęście po przybyciu na miejsce okazuje się, iż nasze obawy były kompletnie wyssane z palca. Co kilka minut do środka wpuszczanych jest kolejnych pięć osób. Docieramy wcześnie, zaraz po otwarciu muzeum, więc kolejek póki co nie ma. Wchodzimy praktycznie z marszu, choć z naszych obserwacji, już parę godzin później ogonek oczekujących staje się dość pokaźny. Zamek oglądamy sami, bez przewodnika - to również efekt koronawirusa. Pracownicy wskazują nam jedynie kierunek, w jakim powinniśmy podążać.
 
Most prowadzący do zamku w Kórniku
 
Obecny wygląd budowli, zarówno zewnętrzny, jak i wewnątrz, to zasługa XIX-wiecznej przebudowy, której autorem był Tytus Działyński, a kontynuatorem jego syn Jan. Wprawdzie pierwsze wzmianki o warownym zamku stojącym w tym miejscu pochodzą jeszcze z okresu średniowiecza, ale obecnie próżno już szukać widocznych gołym okiem śladów tamtego założenia. Jest za to rezydencja w stylu neogotyku angielskiego, stworzona między innymi na podstawie projektów takich tuzów architektury, jak Marconi, czy Schinkl, choć trzeba przyznać, że i sami właściciele mieli sporo do powiedzenia w kwestii ostatecznego wyglądu ich domu.

Zamek w Kórniku

Spacerując po zamku podziwiamy wnętrza pełne starych portretów, mebli, zegarów, luster, czy porcelany, które mają w założeniu wyglądać, jakby właściciele opuścili je dosłownie kilka godzin wcześniej. Z początku w zasadzie nic nas nie zaskakuje, ot typowe wyposażenie pałaców, których przecież się już w swoim życiu naoglądaliśmy niemało. Owszem lubimy podziwiać te wszystkie misternie zdobione cacuszka, których raczej obecnie nie spotyka się w domach, ale nie ma już efektu wow, co dawniej. Ten ostatni przychodzi jednak wówczas, gdy wkraczamy do Sali Mauretańskiej, z ekspozycją militariów (w tym kompletną zbroją husarską z pióropuszem - rzadki okaz w skali kraju) oraz pięknie zdobioną antresolą, na której ulokowała się biblioteka, licząca przeszło 400 tysięcy pozycji, w tym 30 tysięcy starodruków. Uważamy, że chociażby tylko dla tej jednej sali zdecydowanie warto było się do kórnickiego zamku wybrać.

Sala Mauretańska

Zamek w Kórniku

Arboretum w Kórniku

Po zwiedzeniu zamku ruszamy do liczącego sobie 30 ha powierzchni królestwa roślin, czyli kórnickiego Arboretum. Wchodzimy z mocnym postanowieniem, że tym razem zaglądniemy do każdego dostępnego zakamarka parku i żadne insekty nam nie przeszkodzą. W realizacji planu zdecydowanie pomagają środki na komary oraz mapa, którą Madzia otrzymuje zaraz po przekroczeniu bramy parku. Na jej podstawie należy odnaleźć pięć punktów ze stemplami, które należy przybić w odpowiednim polu. Umieszczono je w drewnianych skrzyneczkach przy najciekawszych okazach drzew takich jak cypryśnik błotny, czy miłorząb dwuklapowy. Wprawdzie nie jest to inicjatywa arboretum, tylko firmy zewnętrznej, więc ostatecznie za nagrodę należy zapłacić, to jednak po pierwsze jej zakup nie jest obowiązkowy, a po drugie patrząc jak całe to poszukiwanie kolejnych pieczątek zajęło naszą córkę, uważamy że gra jest warta świeczki.

Cypryśnik błotny

Madzia na tropie kolejnych pieczątek

Chodząc kolejnymi alejkami kórnickiego ogrodu dendrologicznego uświadamiamy sobie, jak niewiele pamiętamy z pobytu w 2016 roku i jak nasza ocena tego miejsca była błędna. Im dłużej oddalamy się od zamku, tym mocniej jesteśmy zauroczeni. Jak to w ogrodach angielskich, stopniowo robi się coraz bardziej parkowo, a momentami krajobraz przypomina już naturalnie rosnący las, a nie założenie uformowane ręką człowieka. My nie dajemy się jednak zwieść pozorom. Mamy świadomość, iż jest to wciąż przemyślana koncepcja, gdzie każdy element posiada swoje z góry określone miejsce. W tym przypadku (podobnie zresztą jak na zamku) zasługi za pomysł oraz realizację należy przypisać głównie Tytusowi Działyńskiemu, który rozpoczął przebudowę ogrodu na kształt, jaki znamy obecnie (1826 r.), a także jego synowi Janowi, z zamiłowania ogrodnikowi, który sprowadził do Kórnika wiele egzotycznych gatunków drzew i krzewów.

Arboretum w Kórniku momentami przypomina las...

... innym razem z kolei park.


Wzdłuż Jeziora Kórnickiego

Po przerwie obiadowej ruszamy nad Jezioro Kórnickie. Z parkingu przy zamku, wystarczy przejść jedynie na drugą stronę asfaltowej drogi. W ten sposób docieramy na elegancki pomost wybudowany nad brzegiem akwenu. Gromadzą się wokół niego kaczki, które Madzia, jak zwykle zresztą, dokarmia z nieskrywaną radością. Początkowy planujemy odbyć rejs statkiem, lecz zmieniamy zdanie kiedy zauważamy elegancką promenadę. Zamiast pływania po jeziorze, decydujemy się więc na kolejny spacer.
Nad Jeziorem Kórnickim

Nad Jeziorem Kórnickim
 
Nad Jeziorem Kórnickim
 
Deptak okazuje się być rzeczywiście bardzo malowniczy, a przy tym zdecydowanie pachnie jeszcze nowością. Trasa wyłożona równiutką kosteczką, wiedzie nad porośniętym wysokimi szuwarami brzegiem. Co jakiś czas odkrywamy przycumowane łódki lub niewielkie, drewniane pomosty służące prawdopodobnie wędkarzom. Stanowią one bardzo wdzięczny obiekt do cykania pamiątkowych fotek. Oczywiście nie zapomniano również o ławkach, gdzie można przysiąść i relaksować się pięknym otoczeniem. Na dłużej zatrzymujemy się przy jednym z takich wydzielonych punktów wypoczynkowych, aby pokazać Madzi szyszki chmielu zwieszającego się przez metalową barierkę.
 
Nad Jeziorem Kórnickim

Nad Jeziorem Kórnickim
 
Czas pędzi tak szybko, że nawet nie wiemy kiedy docieramy do... molo. Tak, nie przewidziało Wam się. Kórnik posiada swoje molo i to takie z prawdziwego zdarzenia. Wprawdzie nie jest ono najdłuższe, ale za to wieńczy jest kilkupoziomowy taras widokowy, z którego rozciąga się panorama dużej części jeziora, a także świetny widok na zamek. 
 
Molo w Kórniku

Molo w Kórniku

Molo w Kórniku
 
Również jego otoczenie zasługuje na pochwałę i kilka ciepłych słów. Jest muszla koncertowa, porządny plac zabaw dla dzieciaków, boisko do siatkówki plażowej oraz skatepark. Wszystko nowe i niezniszczone. Nie brakuje lokali gastronomicznych, a za potrzebą można udać się do publicznej toalety, wprawdzie płatnej, lecz zawsze. Podczas, gdy Madzia szaleje na huśtawkach, my rozsiadamy się na ławce i głośno myśląc stwierdzamy, że tu jest jak nad morzem. Siedząca obok dziewczyna odwraca się z uśmiechem do nas i mówi: od dawna to już swojemu mężowi powtarzałam.
 
Okolice molo w Kórniku

Rynek w Kórniku

Do samochodu pozostawionego na parkingu pod zamkiem postanawiamy, dla urozmaicenia wrócić już inną drogą. Kupujemy lody i ruszamy w stronę Rynku.
 
Rynek w Kórniku
 
Główny plac Kórnika, oficjalnie zwany Placem Niepodległości, zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie. Otaczają go ładnie odnowione, XVIII oraz XIX-wieczne kamieniczki, w których ulokowały się między innymi kawiarnie i restauracje. Przez jego wyłączoną z ruchu kołowego, centralną część poprowadzono zaś trakt spacerowy, wiodący do neobarokowego ratusza, pochodzącego z 1910 roku. Całości dopełniają jeszcze stylowe latarnie, ławki, starannie wypielęgnowana zieleń oraz fontanna, będąca, zwłaszcza dla najmłodszych, idealnym miejscem do ochłody w ciepłe, letnie dni. Z przekonaniem stwierdzamy, że tak ładnego Rynku może Kórnikowi pozazdrościć wiele polskich miast.
 
Fontanna na Rynku w Kórniku
 
Kończąc nasz spacer, na moment podchodzimy jeszcze do ceglanego Kościoła pw. Wszystkich Świętych. Znajduje się on na przedłużeniu Rynku, pomiędzy ratuszem oraz zamkiem. Świątynię pierwotnie wzniesiono w 1437 roku, lecz jej obecny wygląd to już efekt wielkiego pożaru miasta oraz odbudowy, mającej miejsce w pierwszej połowie XIX wieku. Z zewnątrz budowla wygląda ciekawie. Podoba się nam zwłaszcza fasada, przywodząca na myśl średniowieczny zamek. Wnętrza jednak trochę nas rozczarowują. Spodziewaliśmy się po nich więcej.
 
Kościół pw. Wszystkich Świętych w Kórniku (foto z 2016 roku)
 
To już ostatni akcent pierwszego dnia naszego Tour de Pologne. Dodajmy, bardzo udanego dnia. W ciągu kilku godzin spędzonych w Kórniku zwiedziliśmy zamek, gdzie wciąż czuć ducha czasu (i nie tylko, bo jego wnętrza ponoć nawiedza duch białej damy), odkrywaliśmy rzadkie okazy roślin w arboretum, spacerowaliśmy po świetnym deptaku nad brzegiem jeziora, "zdobywaliśmy" molo, aby z tarasu widokowego podziwiać panoramę okolicy, a także docenialiśmy uroki zabytkowego Rynku, który zachował XV-wieczny układ ulic. W tym mieście nie da się po prostu nudzić. Zdecydowanie warto było Kórnikowi dać drugą szansę. Naprawdę aż żal było wyjeżdżać.

Komentarze