Choć spędziliśmy w Białymstoku zaledwie kilka dni, to na palcach jednej ręki możemy policzyć inne polskie miasta, które wspominamy równie dobrze, jak właśnie stolicę Podlasia. Krótko mówiąc. Jest co zobaczyć. Można również dobrze zjeść. Jednak przede wszystkim wartość dodaną tego miasta stanowią ludzie - życzliwi i zdecydowanie bardziej wyluzowani niż choćby w "naszym" Wrocławiu, a do tego ze zdecydowanie większym dystansem do samych siebie. Bo w którym innym mieście w Polsce znajdziecie mieszkańców śmiejących się ze swojego sposobu mówienia? Chyba tylko w Białymstoku. Oni sami o sobie z uśmiechem mówią śledziki i nawet w sklepach z pamiątkami kupicie magnesy w kształcie tej ryby. A pomyśleć, że my nie znając wcześniej tego określenia, byliśmy przekonani, że tu chodzi o jakąś legendę założycielską lub co najwyżej najbardziej znaną potrawę. A o co rzeczywiście w tym chodzi to już wyjaśnimy na samym końcu posta :)
|
Pomnik Podróż - aleja Lipowa
|
|
Katedralna cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy
|
Rynek - miejsce spotkań
Gdy docieramy do naszego wynajętego mieszkania jest późne popołudnie. Niedziela. Od Rynku dzieli nas dosłownie minuta spacerkiem - swoją drogą chyba nigdy nie mieszkaliśmy tak blisko serca któregokolwiek miasta. Rozpakowujemy się więc szybko i mocno już głodni ruszamy na standardowy rekonesans w stronę centralnego placu. W końcu gdzie jak nie tam powinno tętnić życie? Zresztą jeszcze zza szyb samochodu widzieliśmy, że co najmniej kilka lokali porozkładało swoje ogródki wzdłuż otaczających to miejsce kamienic. Na Rynku jest gwarno, a ludzie pełnymi garściami czerpią z uroków jednego z ostatnich ciepłych, jesiennych weekendów. W restauracjach praktycznie komplet, wszystkie ławki obstawione przez żywo dyskutujących lokalsów, dzieciaki uganiają się za ogromnymi bańkami mydlanymi, otaczając szczelnym łańcuszkiem puszczającego je jegomościa. Normalność której w obecnych, pandemicznych czasach mocno już brakuje.
|
Rynek w Białymstoku
|
Sam Rynek trochę zaskakuje nas swoim wyglądem. Ma on nietypowy kształt mocno rozciągniętego trójkąta, przez co bardziej przypomina w sumie deptak niż stricte plac, no chyba że za takowy uznamy jedynie fragment zamknięty ulicą Sienkiewicza. Wzbudza zdecydowanie pozytywne odczucia i z chęcią przynajmniej kilkukrotnie będziemy nań powracać. Teren jest zadbany, a otaczające go budynki mają odremontowane fasady. Po różnorodności stylów nie trudno jednak odgadnąć, iż zarówno sam Rynek, jak i Białystok w ogóle, mocno ucierpiał w trakcie II Wojny Światowej. Niektóre statystyki mówią nawet o 75% zniszczeń.
Wędrująca fontanna
Charakterystycznym punktem na Rynku z całą pewnością jest fontanna, którą miejscowi czasem nazywają wędrującą ze względu, na fakt, iż już kilkukrotnie zmieniała swoje położenie. To właśnie pod nią często na spotkania umawiają się białostocczanie, niczym wrocławianie pod pręgierzem lub pomnikiem Fredry. Powstała ona w 1892 roku przy okazji budowy miejskich wodociągów. Około 1900 roku zyskała zaś zdobne zwieńczenie w postaci rzeźb trzech chłopców symbolizujących muzykę, rolnictwo i rybołówstwo. Niestety oryginalne figury, mimo że przetrwały zawieruchę wojenną, zostały bezpowrotnie skradzione w połowie lat 90. Dziś więc możemy podziwiać tylko kopie.
|
Wędrująca fontanna
|
Ratusz, ale tylko z nazwy
Ratusz, w którym obecnie mieści się siedziba Muzeum Podlaskiego, to drugi ze znaków rozpoznawczych białostockiego Rynku. Został on wybudowany w drugiej połowie XVIII wieku z fundacji Jana Klemensa Branickiego, ale obecnie jest to tylko rekonstrukcja z lat 50 XX w..
|
Ratusz w Białymstoku
|
Co ciekawe i warte zapamiętania, to fakt, że od początku swojego założenia miał on pełnić i pełnił funkcje stricte handlowe. Władze Białegostoku, ani przed, ani po 1945 roku nigdy w nim nie urzędowały. Pewnie gdyby rzeczywiście mieścił się tam magistrat, dziś podziwialibyśmy znacznie okazalszy budynek. Choć, co by nie powiedzieć, białostocki Ratusz autentycznie się nam spodobał. Prezentuje się bardzo przyjemnie i dobrze wychodzi na pamiątkowych fotografiach. Jeżeli chodzi zaś o znajdujące się w nim Muzeum Podlaskie, to tu się nie wypowiadamy, gdyż nie udało nam się czasowo zmieścić wizyty w nim. Z tego co się zorientowaliśmy, w Ratuszu eksponowane jest głównie malarstwo, więc jeżeli ktoś z Was chciałby odwiedzić podajemy link Muzeum Podlaskie Ratusz.
|
Ratusz w Białymstoku
|
Pałac Branickich - duma i symbol Białegostoku
|
Pałac Branickich w Białymstoku
|
Pałac Branickich niewątpliwie jest najbardziej rozpoznawalnym obiektem w Białymstoku i wizytówką tego miasta. Niektórzy nazywają go nawet Wersalem Podlasia, co ma w zamyśle podkreślać wyjątkowość oraz urodę tego barokowego gmachu. I choć stanowi on jedynie powojenną rekonstrukcję, w odbudowie której brał udział nawet znany aktor Jan Himilsbach, to zdecydowanie jest miejscem wartym odwiedzenia. Zresztą godny podziwu jest nie tylko sam pałac, w którym obecnie mieści się Uniwersytet Medyczny, lecz także eleganckie ogrody.
|
Brama Wielka
|
Pałac Branickich - zwiedzanie vs. koronawirus
Jak już wspomnieliśmy wyżej, pałac jest obecnie we władaniu białostockiego UM. Oznacza to przede wszystkim, że jako budynek użyteczności publicznej, część z jego wnętrz jest ogólnodostępne i możliwe do zobaczenia za darmo w godzinach pracy uczelni. A przynajmniej tak było przed nadejściem pandemii !! W trakcie, kiedy my odwiedzaliśmy stolicę Podlasia (wrzesień 2020), wstęp na teren budynku mieli jedynie studenci i pracownicy, co było dość skrupulatnie sprawdzane przy wejściu. Wbrew informacjom odnalezionym w Internetach, nie było wówczas również możliwości płatnego spaceru z przewodnikiem po pierwszym piętrze pałacu, który to znajdował się w ofercie, zanim pojawił się koronawirus. Musieliśmy więc krótko mówiąc obejść się smakiem.
|
Pałac Branickich w Białymstoku |
Muzeum Historii Medycyny i Farmacji
No dobra... Nie oznacza to jednak, że ponieśliśmy porażkę. W prawym skrzydle pałacu mieści się bowiem Muzeum Historii Medycyny i Farmacji, które funkcjonowało normalnie (z wyjątkiem możliwości zobaczenia 1-szego piętra pałacu). Mimo, że mieliśmy pewne wątpliwości czy tematyka wystaw nie okaże się zbyt makabryczna dla Magdy, to jednak nie mogliśmy sobie odmówić wstąpienia na ekspozycję, oczywiście z zaznaczeniem, że w razie czego dokonamy pełnej, lub częściowej ewakuacji.
|
Muzeum Historii Medycyny i Farmacji |
|
Muzeum Historii Medycyny i Farmacji |
Według nas było warto. Bardzo podobały nam się odtworzone gabinety
medyczne z różnych epok, czy też różne przedziwne eksponaty, których
przeznaczenia mogliśmy się jedynie domyślać (no dobra, wystarczyło
zapytać przewodnika). Co więcej, sama Magda wykazywała, jak na swój
wiek, spore zainteresowanie wystawami, co pozwoliło nam przejść z resztą
grupy pełną trasę zwiedzania, obejmującą również multimedialne
piwnice.
|
Takie to kwiatki skrywają pałacowe piwnice :)
|
Jeżeli chcielibyście dowiedzieć się więcej o Muzeum Historii Medycyny i Farmacji polecamy odwiedzić stronę placówki, którą znajdziecie pod tym
linkiem.
A na deser ogrody
Pisząc o Pałacu Branickich grzechem byłoby nie wspomnieć o jego pięknych ogrodach, które w co aż trudno uwierzyć, aż 200 lat musiały czekać na to, aby odzyskać swój blask, z czasów świetności, czyli z okresu, gdy w pałacu urzędował ostatni z rodu - Jan Klemens Branicki. Wówczas były one chlubą, potem już tylko powodem do wstydu i symbolem upadku. Rewitalizacja nastąpiła w latach 2010-2011 i przyniosła ze sobą całkowitą odmianę, nawiązującą w możliwie najwierniejszy sposób do pierwowzoru znanego ze źródeł historycznych. Odnowiono i przywrócono więc kamienne rzeźby, fontanny, ławki, balustrady. Nasadzono nową roślinność tworząc piękne kompozycje w stylu francuskich ogrodów, a przede wszystkim zrekonstruowano imponujący i już z daleka przyciągający wzrok Pawilon pod Orłem.
|
Pawilon pod Orłem
|
|
Ogrody przy Pałacu Branickich
|
Ogrody przy Pałacu Branickich są ogólnodostępne, a wstęp na nie jest bezpłatny. Warto zapamiętać tylko, że bramy są otwierane codziennie o godzinie 6:00, a zamknięcie następuje w zależności od pory roku o 22:00 (październik-marzec) lub o 24:00 w pozostałych miesiącach.
|
Pałac Branickich, a w tle Katedra
|
My odwiedziliśmy je kilkukrotnie w czasie pobytu w Białymstoku. Mieszkaliśmy blisko, a ogrody stanowiły idealne miejsce dla Magdy do wybiegania się pomiędzy bukszpanowymi alejkami. Polecamy zwłaszcza wizytę wieczorem tuż przed zmrokiem, kiedy za sprawą iluminacji na pałacu oraz ostatnich promieni gasnącego dnia, miejsce to nabiera trochę tajemniczej aury... no dobra nie wygłupiajmy się, wówczas zrobicie najbardziej klimatyczne zdjęcia - oczywiście statyw obowiązkowy.
|
Pałac Branickich
|
Kościół św. Rocha
|
Kościół św. Rocha
|
Nietypowy, z innej bajki, kontrowersyjny. Tak właśnie te określenia według nas najbardziej pasują do Kościoła św. Rocha - świątyni równie dziwacznej, co świetnie przemyślanej, imponującej i w sumie na prawdę ładnej i wartej poświęcenia nieco czasu. A własnych spostrzeżeń związanych z tą budowlą mamy sporo. Jak chociażby to, że to chyba jedyny znany nam kościół do którego można wjechać windą i to żeby było ciekawiej, windą która niemalże ukryta jest w niewielkim pasażu handlowym. Nie wiedząc jeszcze o jej istnieniu postanowiliśmy więc wdrapać się po schodach (świątynię wybudowano na niewielkim wzniesieniu) - trafiając na... rozentuzjazmowaną grupę przedszkolaków - tak, działa tam przedszkole z placem zabaw.
|
W oddali kościół św. Rocha
|
Na tym jednak jeszcze nie koniec niespodzianek, bo jakże inaczej nazwać fakt, że na wieży kościoła znajduje się rewelacyjny punkt widokowy na cały niemalże Białystok i jest on absolutnie bezpłatny, a przy tym w ogóle nie pilnowany, ani nie oznaczony (poza niewielką kartką naklejoną na drzwi, której praktycznie nie widać). Co ciekawe, nie wie o nim również spora część białostoczan.
|
Punkt widokowy na wieży kościoła św. Rocha
|
|
Białystok widziany z wieży kościoła św. Rocha
|
|
Zegar na wieży kościoła św. Rocha
|
Kończąc temat warto jeszcze napisać kilka słów o samej świątyni. Jak kogoś interesuje jej historia przedstawiona w przyjemnej dla oka pigułce, to polecamy niezwykle ciekawą stronę "Białystok subiektywnie", a na niej artykuł o kościele św. Rocha. Znajdziecie w nim również kolejne ciekawostki o tym bądź co bądź wyjątkowym zabytku z okresu międzywojnia. Nas św. Roch urzekł. Zwłaszcza podobał się nam biały, ażurowy wystrój środka, nadający całej bryle wrażenia lekkości i spokoju oraz wieńczący kopułę witraż z gołąbkiem pokoju w centralnej części oraz otaczającymi go symbolami apostołów. Swoją drogą, nie wiemy co, ale coś w tych pozbawionych pstrokacizny wnętrzach jest na rzeczy, bo to już kolejny przykład, po chociażby Wilnie i tamtejszym kościele św. Piotra i Pawła, który budzi w nas pozytywne emocje i daje się zapamiętać.
|
Kościół św. Rocha
|
|
Kościół św. Rocha
|
Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego
W zasadzie trafiliśmy do niego przypadkiem, spacerując po Białymstoku. Owszem, dostaliśmy wcześniej cynk, że warto odwiedzić to miejsce, ale mimo wszystko nie mieliśmy go ujętego w planach. Do podejścia bliżej skusił nas przede wszystkim piękny, drewniany budynek, a skoro trafiliśmy już pod same drzwi (nawiasem mówiąc równie ładne), grzechem było nie wejść do środka. I tak oto wylądowaliśmy w Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego, które z czystym sumieniem możemy polecić każdemu.
|
Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego
|
|
Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego
|
|
Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego
|
Dlaczego warto więc odwiedzić to miejsce? Powodów jest bynajmniej kilka. Dla nas najbardziej przekonującym jest sam budynek, w którym częściowo zachowało się oryginalne wyposażenie oraz wystrój z końcówki XIX wieku, kiedy pełnił on rolę rezydencji carskiego generała von Driesena. Zresztą w Białymstoku przyjęło się aby nazywać to miejsce Willą von Driesena.
|
Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego
|
|
Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego
|
|
Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego
|
Spacerując po kolejnych pokojach zaadaptowanych na potrzeby sal muzealnych zastanawialiśmy się nawet na co mamy zwracać większą uwagę, czy na eksponaty, czy też właśnie na zabytkowe piece, zdobne boazerie oraz sztukaterie. U Michała z całą pewnością wygrało to drugie, choć żeby nie było, prezentowanym wystawom również nic nie można było zarzucić. Tylu odlanych głów i popiersi na niewielkiej powierzchni to w życiu nie widzieliśmy :) I choć nie wszystkie, to wiele z nich spokojnie mogliśmy przyporządkować do modela. Była to wręcz świetna zabawa w zgaduj zgadulę. A to jeszcze nie był koniec, bo potem była kolekcja masek pośmiertnych, a w niej Voltaire, Chopin, Tołstoj czy Tuwim. A na koniec trafiła nam się prawdziwa gratka, czyli wystawa czasowa (niestety już ściągnięta) "Pisarze" prezentująca fotograficzne portrety kilkudziesięciu pisarzy autorstwa Krzysztofa Gierałtowskiego. Nawet nie chcecie wiedzieć ile czasu spędziliśmy gapiąc się na te zdjęcia i ile byśmy dali, aby umieć takie cacuszka tworzyć.
|
Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego
|
Oczywiście podajemy również link do
oficjalnej strony muzeum. Znajdziecie tam wszelkie informacje zarówno o godzinach otwarcia, cenach biletów jak i o wystawach czasowych.
Filharmonia Podlaska
|
Filharmonia Podlaska
|
Na zakończenie spaceru po Białymstoku zabieramy Was do Filharmonii Podlaskiej. Bynajmniej jednak nie będziemy słuchać koncertu, choć mowa tu o najnowocześniejszej scenie muzycznej w tej części kraju. Zdecydowaliśmy się odwiedzić to miejsce z bardziej prozaicznego powodu - ze względu na wkomponowane w ten gmach ogrody. Mieliśmy we wspomnieniach przede wszystkim budynek BUWa w Warszawie, więc nie ukrywamy, liczyliśmy na podobny efekt również tu w stolicy Podlasia.
|
Filharmonia Podlaska
|
|
Filharmonia Podlaska
|
Czy ogrody spełniły nasze oczekiwania? I tak, i nie, bo z jednej strony te warszawskie podobały nam się chyba bardziej oraz sprawiały wrażenie lepiej zorganizowanych oraz bardziej różnorodnych jeżeli chodzi o roślinność, ale z drugiej, w tych białostockich również spędziliśmy przyjemnie czas i nie możemy powiedzieć o nich złego słowa. To ładne miejsce, wręcz idealne na tło do sesji zdjęciowych, a do tego można się rozłożyć na zadbanej trawce i przyjemnie zrelaksować, wypoczywając w ciszy niemalże w ścisłym centrum miasta. Jest jednocześnie nowocześnie i zielono. Nie zabrakło również interesujących elementów architektonicznych, jak chociażby zadaszenie nad wejściem głównym w kształcie szklanego, latającego spodka, czy też niewielki amfiteatr ze sceną wyjętą niczym z klawiatury fortepianu. Jedyny minus jaki znaleźliśmy to brak możliwości wejścia na najwyższy poziom ogrodów. Tam wstęp mają jedynie osoby, które są gośćmi filharmonii. A szkoda, bo byliśmy ogromnie ciekawi jaki widok rozciąga się z dachu.
|
Filharmonia Podlaska |
|
Filharmonia Podlaska |
|
Filharmonia Podlaska |
Czy polecamy wizytę w ogrodach Filharmonii Podlaskiej? Z pewnością nie jest to punkt obowiązkowy podczas zwiedzania Białegostoku, ale jako dodatkowe, interesujące miejsce na przyjemny spacer, to czemuż by nie? Filharmonia położona jest niespełna kilometr od rynku, więc dojście piechotą zajmie Wam około 10 minut. Dodatkowo po drodze (wędrując ulicą Suraską) po pierwsze będzie mieli okazję zobaczyć ciekawy Pomnik Sceny Teatralnej, a po drugie przejść się Parkiem Centralnym, który został stworzony w miejscu niszczonego w trakcie II Wojny Światowej (i niestety również w PRL-u) żydowskiego kirkutu.
|
Park Centralny |
|
|
Pomnik Sceny Teatralnej w Białymstoku
|
Strasznie nie lubimy pisać tych podsumowań, bo zawsze mamy poczucie niedosytu, że jest coś jeszcze, o czym powinniśmy opowiedzieć, co pokazać etc. Bez wątpienia w Białymstoku tak właśnie jest. Doskonale wiemy, że z tego czego nie udało się zobaczyć w stolicy Podlasia, w ciągu tych kilku dni pobytu, uzbierałby się materiał na co najmniej jeszcze jeden solidny wpis na bloga. Kusiły nas chociażby tutejsze cerkwie, dzielnica Bojary z jej drewnianymi domami, czy też dzielnica Dojlidy. Niestety czas poświęcony Białemustokowi musieliśmy dzielić również z innymi miejscami w regionie. Jedno jest jednak pewne. My tu jeszcze wrócimy i wówczas opowiemy Wam więcej, bo na prawdę warto :)
Na koniec polecamy również pozostałe nasze wpisy dotyczące województwa podlaskiego. Opowiadaliśmy Wam już o Supraślu oraz Krainie Otwartych Okiennic
A właśnie. Obiecaliśmy Wam jeszcze jedno wyjaśnienie. Skąd te śledziki? Odpowiedź jest w sumie prosta. Chodzi o sposób mówienia polegający na melodyjnym zaciąganiu na wschodnią nutę. Doskonale zostało to wytłumaczone na stronie Białystok subiektywnie w tym artykule.
Komentarze
Prześlij komentarz