Podróże kształcą, czyli co Was może spotkać w Stambule.


Podróże kształcą. Podpisujemy się pod tym obiema rękoma. Nowe miejsca, znajomości, obyczaje, smaki i kultura, to wszystko wpływa zdecydowanie pozytywnie na nasz rozwój i sposób w jaki później postrzegamy świat. Jednak nauka wynikająca z wyjazdów ma również drugie oblicze, to gorsze oraz mniej przyjemne. Jak to mówią: "jak się nie sparzysz to się nie przekonasz". Dziś zatem, nieco ku przestrodze, opowiemy Wam sytuację jaka nas spotkała w Stambule rok temu.

Zacznijmy jednak od tego, że do stworzenia tego posta natchnął nas artykuł jednej z najbardziej popularnych blogerek podróżniczych w Polsce. Opisała w nim, jak to, mimo ogromnego doświadczenia nabytego podczas wojaży po całym globie, będąc w Chinach, dała się zmanipulować parze oszustów, mało nie przepłacając tego utratą poważnej sumy pieniędzy. Dziewczyna zachowała ostatecznie zimną krew i skończyło się jedynie ogromnym stresem i niewielkim wydatkiem, który nie obciążył znacząco jej portfela, więc był happy end... (Cały artykuł, o którym wspominamy przeczytacie TUTAJ).

Jeszcze rok temu, cała ta historia wydałaby się nam wręcz niewiarygodna. No jak to? Odwiedzając wcześniej tyle różnych krajów, niejedno przy tym oglądając pozwolić się tak omotać? A gdzie intuicja? Przecież bohaterka artykułu już z niejednego pieca jadła chleb.

Przeczytajcie jednak to, co nas spotkało, a przekonacie się jak niewiele potrzeba, by paść ofiarą oszustwa w podróży. A było to tak...

Na stambulskim nadbrzeżu zamieszkała rodzina kotów :)
Promenada nad brzegiem morza w Stambule. Madzia została z dziadkami w Bułgarii, więc pierwszy raz od dłuższego czasu mieliśmy okazję do romantycznego, wieczornego spaceru tylko we dwoje i to w mieście, o którego odwiedzeniu marzyliśmy już od wielu lat. Cała ta aura i pewnie również zmęczenie osłabiły chyba naszą czujność.

W pewnym momencie z naprzeciwka idzie sobie spokojnie człowiek. Od razu zauważyliśmy, że to jeden z pucybutów, których w Stambule można spotkać praktycznie na każdym kroku. Rozstawiają oni swoje prowizoryczne stanowiska na głównych ulicach i chętnym za niewielką opłatą czyszczą i pastują obuwie, z czego w ciągu dnia korzystają głównie lokalsi. Na pewno nie wzbudził naszych podejrzeń, w końcu podobnych jak on widzieliśmy już dzisiaj przynajmniej kilku, kto wie, może i nawet jego...

Kiedy nas mijał, nagle wypadła mu jedna ze szczotek, którą taszczył ze sobą. Wszystko wyglądało na kompletny przypadek, tak jakby tego zupełnie nie zauważył. My, nie zastanawiając się nawet chwili, w przypływie zwykłego ludzkiego odruchu i chęci pomocy podnieśliśmy "zgubę" i wołając za jegomościem, po prostu mu ją oddaliśmy... No i w tym momencie zaczął się teatrzyk. Przynęta złapana, więc można działać.

Z promenady świetnie widać między innymi słynny Most Bosforski
Nawet się nie zdążyliśmy zorientować, a jego stanowisko robocze było już rozłożone i gotowe do serwisu. Niby to w podzięce za pomoc. Woła nas do siebie i mówi, że wyczyści nam buty. Jeszcze wtedy nie zapaliła nam się lampka alarmowa, choć już powinna, bo przecież kto za zwykłe podniesienie szczotki z chodnika zrobi dla Was obcych to, za co normalnie pobiera opłatę.

Za chwilę, kiedy ten pierwszy uwijał się przy moim obuwiu, nie wiadomo skąd, pojawił się jego kumpel i rozłożył drugi punkt wskazując na Olę i jej skórzane sandały. Zabijcie nas, ale kompletnie nie wiemy gdzie on się wcześniej ukrywał, bo ten któremu podnieśliśmy szczotkę, szedł wcześniej zupełnie sam, a ludzi wokół prawie nie było.

Oczywiście w trakcie samego serwisu była standardowa gadka: Skąd jesteśmy? Czy mamy dzieci? itp. itd. Generalnie nic podejrzanego i wzbudzającego niepokój. No właśnie.. aż do momentu kiedy zaczął opowiadać o sobie. Wtedy zrobiło się dość dziwnie. Dowiedzieliśmy się o tym, że ma mnóstwo dzieci, że w domu bieda, że słabo zarabia i jeszcze kilku innych rzeczy, których nie powinno się raczej opowiadać obcym osobom poznanym dopiero co na ulicy.

Most Galata - w tle wieża Galata
Wówczas już zrozumieliśmy w co się wpakowaliśmy. Będziemy musieli zapłacić. Po polsku ustaliliśmy więc między sobą, że wyprzedzimy fakty i sami zaoferujemy drobną opłatę, zwłaszcza że, tu trzeba szczerze przyznać, buty wyczyścili nam lepiej niż dobrze. Problem był tylko jeden. Nie mieliśmy drobnych, a gdy tylko tamci dwaj zauważyli, że mamy banknot 100 lira, to zaśpiewali za swoje dzieło równowartość 80 lira. Serio!!!??? ... to w przeliczeniu po ówczesnym kursie dawało nasze 80 PLN.

Oczywiście wywiązała się zażarta dyskusja, a sytuacja stawała się delikatnie mówiąc niezręczna. Początkowo próbowaliśmy tłumaczenia, że my nie jesteśmy Amerykanie czy Niemcy, którzy zarabiają miliony, że przecież robił to z wdzięczności za podniesienie szczotki (o my naiwni). Oni w tym czasie znów to samo, że bieda, że wielka rodzina itd. Wreszcie Ola już zirytowana nie wytrzymała i powiedziała krótko: "Albo bierzecie 30 lira (i tak przepłacaliśmy ale trudno), albo nie dostaniecie kasy w ogóle". Na szczęście poskutkowało.

Uwierzcie, teraz cała ta sytuacja wydaje nam się zabawna i mamy milion scenariuszy jakbyśmy się z niej wybronili, ale wówczas, tam w Stambule, wcale do śmiechu nam nie było. Dwóch obcych Turków, do tego porozumiewających się w języku kompletnie dla nas niezrozumiałym, miejsce w sumie nieco oddalone od tłumów, zero pomocy znikąd.  Mogło się skończyć znacznie gorzej niż tylko 30 lirami i najedzeniem się strachu.

Stambuł to niezwykle barwne miasto :)
No dobra, ale tematem tego posta jest, że podróże kształcą. Czego więc nas nauczyła cała ta "przygoda"? 

Zanim jednak o morale, to jeszcze jedna rzecz. Pamiętajcie, że ten wpis nie ma Was zniechęcić w jakikolwiek sposób do wyjazdów i zwiedzania. 95% osób, jakie spotkacie na swojej drodze będzie wobec Was albo neutralna, albo wręcz bezinteresownie wyciągnie pomocną dłoń w momencie, kiedy nawet się tego nie będziecie spodziewać. Niestety te 5% to czarne owce, które spotkacie na całym świecie począwszy od własnego, polskiego podwórka, a kończąc na najodleglejszych zakątkach kuli ziemskiej. Nie da się ich wyeliminować. Dlatego właśnie należy się jak najlepiej przygotować na ich obecność.

Stambuł
A teraz konkrety:

1) Przed wyjazdem czytajcie o miejscu gdzie się wybieracie. Serio. Nie byliśmy pierwszymi, którym taki numer wywinięto w Stambule. W sieci opisano to już kilkukrotnie. Jak to mówią, co kraj to obyczaj, więc i specyfika oszustwa jest inna. Warto więc wygooglać sobie na co uważać i czego unikać będąc na miejscu.

2) Zawsze noście ze sobą drobną sumę pieniędzy, a grubsze nominały miejcie pochowane głęboko i najlepiej w kilku różnych miejscach. Absolutnie nie pokazujcie nikomu ile macie pieniędzy ze sobą. Banał prawda? W naszym przypadku wystarczyłoby, żebyśmy mieli ze sobą te cholerne drobniaki i sprawę urwalibyśmy w samych zarodku.

3) Za każdą usługę trzeba zapłacić (no chyba, że przed jej wykonaniem umówicie się inaczej). Tu raczej nie ma co tłumaczyć. Nikt za darmo niczego nie wykonuje zwłaszcza obcej osobie, którą poznał chwilę wcześniej. Pamiętajcie o tym!

4) Złodzieje i oszuści to doskonali obserwatorzy i psychologowie. Może Wam się to wydać dziwne, ale takie jednostki zawsze wiedzą, w którą strunę ludzkiej natury uderzyć, tak aby postawić na swoim. Strach, chęć szybkiego wzbogacenia, a nawet dobroć i potrzeba nawiązania kontaktu whatever... Jak się bronić? Po pierwsze patrz punkt pierwszy, po drugie: asertywność!! Gdy powiecie spokojnie nie oszust prawie zawsze odpuści, w końcu owieczek do strzyżenia nie brakuje, więc po co się starać.

Komentarze